W chwili tragedii na lotnisku Siewiernyj byli dwaj funkcjonariusze BOR oddelegowani z ambasady w Moskwie. Jak dowiedzieli się reporterzy RMF FM byli to kierowcy. Ustalenia te są więc sprzeczne z zeznaniami szefa grupy zabezpieczającej wizytę Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, który zeznał w prokuraturze, że na lotnisku nie było nikogo z jego kolegów.

Prokuratorzy pytali o funkcjonariuszy BOR-u, którzy przylecieli z delegacją z Warszawy. Rzeczywiście, żaden z pracowników rządowej ochrony przybyłych na miejsce ze stolicy Polski, by przygotować wizytę, nie był w tym czasie w Smoleńsku. Wszyscy pracowali w Katyniu.

Okazuje się jednak, że szef BOR generał Marian Janicki miał rację twierdząc, że na płycie lotniska czekało dwóch jego ludzi. Obaj to jednak kierowcy. Jeden z mężczyzn był kierowcą ambasadora Polski w Rosji Jerzego Bahra.

Prokuratura wystąpił do szefa BOR-u o możliwość przesłuchania obydwu funkcjonariuszy.