Biznes nie chce już głosować na PO. Wielu ludzi gospodarki może poprzeć SLD lub PJN - mówi w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club. Jego zdaniem, jeśli rząd nie zacznie zmniejszać długu publicznego, grozi nam bunt społeczny "jak w Grecji".

Zapytany, czy patrzy czasem na licznik długu publicznego Leszka Balcerowicza, stojący w centrum Warszawy, Goliszewski odpowiada: Mam podobny licznik na biurku i codziennie na niego patrzę. Jestem realistą, tak jak wszyscy, którzy o tym długu mówią co najmniej od dwóch lat. Bo on wisi nad nami, nad naszymi dziećmi i hamuje wiele procesów gospodarczych.

Zdaniem prezesa BCC, żeby dogonić Niemców czy Francuzów, w ciągu 30 lat musimy mieć rok w rok 7-procentowy wzrost PKB. Poza tym obecny blisko 4-procentowy wzrost gospodarczy nie wynika, jak podkreśla Goliszewski, z redukcji długu publicznego - to już 755 mld zł - czy deficytu budżetu, ale ze wzmożonych zakupów obywateli, którzy obawiając się podwyżki VAT, robią zapasy. To również rezultat przyznanych Polsce pieniędzy europejskich, które jednak już niedługo się skończą, słabej złotówki, która napędza eksport, i wznowionej akcji kredytowej banków. A tymczasem odsetki od długu publicznego są większe niż wpływy podatkowe przedsiębiorstw.

Rząd powinien przestać rozrzucać na prawo i lewo rozmaite zasiłki. BCC przygotował plan stabilizacyjno-ratunkowy finansów publicznych: uzależnić transfery socjalne od kryterium dochodowego, reformować KRUS, zmniejszyć administrację, wprowadzić 19-proc. VAT, itd. To w roku przyszłym dałoby dodatkowe 20 mld zł, a w 2013 nawet 60 mld. A dziś sięgamy drugiego progu ostrożnościowego w zadłużeniu. Przejdziemy trzeci i będzie bunt społeczny, jak w Grecji - ostrzega Goliszewski.

Na pytanie, czy przewiduje w przyszłym roku oszczędności ze strony rządu, prezes BCC odpowiada: Nie. Żadnych reform się nie spodziewam. To będzie przecież rok wyborczy.