„Zakładam, że tak naprawdę najbliższe dwa lata to są lata stagnacji. Tempo wzrostu gospodarczego rzędu 1 procent czy 2 procent to dla przeciętnego Polaka tak naprawdę stagnacja, czyli brak perspektywy na poprawę” – mówi w rozmowie z RMF FM ekonomista Ryszard Petru. "Szorujemy po dnie i to szorowanie będzie trwało. Oczywiście, nie ulegajmy statystyce" – dodaje.

Krzysztof Berenda: Główny Urząd Statystyczny podał dzisiaj, że w pierwszym kwartale wzrost gospodarczy w Polsce spowolnił do 0,5 procent. To wydaje się strasznie słaby wynik. Z czego to się bierze?

Ryszard Petru, ekonomista: Jeżeli popatrzymy na to, z czego ten wzrost się bierze, okazuje się, że konsumpcja Polaków nie rośnie - wydajemy dokładnie tyle samo, co w zeszłym roku. Jeżeli popatrzymy na inwestycje, to są jednak pod kreską, czyli mniej inwestujemy niż w zeszłym roku. Jedyne, co napędza polską gospodarkę to jest to, że eksport po prostu spowalnia wolniej niż import i - mówiąc w uproszczeniu - trzymamy się na eksporcie, a w pozostałych obszarach jest po prostu stagnacja, albo też dół tak, jak w inwestycjach realizowanych ze środków publicznych.

Wzrost gospodarczy jest teraz najniższy od czterech lat. Trzeba bić na alarm?

Powoli wygląda mi na to, że on będzie najniższy od prawie dziesięciu lat. Tak słaby wzrost gospodarczy, jak będzie w tym roku, ostatni raz był w 2001 roku. Bić na alarm z jednej strony trzeba, bo to jest wyjątkowe spowolnienie gospodarcze. Z drugiej strony pamiętajmy o tym, że jednak duża część Europy jest w głębokiej recesji i kraje takie, jak Niemcy czy Francja ostatnio właśnie, w I kwartale również wpadły w recesję. Zawsze jest pytanie, jaka część tego spowolnienia jest spowodowana czynnikami zewnętrznymi, a jaka jest spowodowana tym, że na przykład w Polsce cały czas trudno prowadzi się biznes, że nie zakłada się łatwo firm, że cały czas jednak regulacje utrudniają życie przedsiębiorcom, a nie pomagają.

A w jakim punkcie kryzysu teraz jesteśmy? Czy my właśnie szorujemy po dnie i będziemy odbijać? Czy jeszcze trochę będzie tak źle i dopiero potem to odbicie? Czy może być jeszcze gorzej?

Wydaje mi się, że szorujemy po dnie, a to dno jest rozpłaszczone i to szorowanie będzie trwało co najmniej cały rok. Oczywiście, nie ulegajmy statystyce. Druga połowa tego roku powinna być lepsza statystycznie niż pierwsza ze względu na to, że porównujemy to z zeszłym rokiem. Przypomnę, że maj i czerwiec zeszłego roku to była końcówka przygotowań do Euro 2012, szaleństwo inwestycyjne. W tym roku tych inwestycji jest dużo mniej, czyli to pierwsze półrocze wypada blado w porównaniu z poprzednim półroczem. Natomiast drugie półrocze 2012 było już takie słabiutkie i w związku z tym, w porównaniu okaże się, ze ta dynamika wzrostu będzie lekko lepsza, ale ten wzrost gospodarczy w całym roku będzie w okolicach 1 procenta. Jak na naszą historię, jak na nasze marzenia to naprawdę słabo.

Ustalmy: gorzej niż teraz nie będzie?

Zakładam, że tak naprawdę najbliższe dwa lata to są lata stagnacji. Tempo wzrostu gospodarczego rzędu 1 procent czy 2 procent, jak przewiduje w przyszłym roku, dla przeciętnego Polaka to tak naprawdę stagnacja, czyli brak perspektywy na poprawę. To nie jest koniec świata, koniec świata tak naprawdę jest w Grecji, Hiszpanii, Portugalii.

Czyli będzie tak, jak jest teraz, krótko mówiąc?

Sądzę, że będzie tak, jak jest teraz. Oczywiście lato sprzyja pracom sezonowym, zima znowu spowoduje, że to bezrobocie wzrośnie. Stagnacja oznacza brak wzrostu nowych miejsc pracy i perspektywy są średnie, co najmniej. Zakładałbym, że przez dwa lata będzie jeszcze ciężko, natomiast wierzę w to, że nie będzie gorzej.

A kiedy wrócimy do normalności, kiedy będziemy widzieć wzrost gospodarczy 3-4 procent, taki, do jakiego się przyzwyczailiśmy?

Będzie ciężko tak po prostu wrócić do normalności, bo duża część tych prostych rezerw została w polskiej gospodarce wykorzystana. Ten pęd gospodarczy narzucony w 1989 roku reformami Balcerowicza powoli wygasa. Potrzebny jest jakiś drugi element drugiej reformy i wydaje mi się, że szansa na 3 procent wzrostu dopiero jest w 2015 roku, ale to nie jest tak po prostu dane, nad takim wzrostem będzie trzeba pracować. Oczywiście, poprawa sytuacji w strefie euro istotnie pomoże, ale oprócz tego musimy być bardziej konkurencyjni, bardziej dynamiczni, więcej prywatyzować, więcej deregulować. Wtedy polska gospodarka ma szanse wrócić na tempo około 3 procent wzrostu. To daje szanse na poprawę na rynku pracy.

Kiedy nasze pensje zaczną szybko rosnąć? Kiedy pracodawcy zaczną bić się o pracowników?

Sądzę, że nie wcześniej niż w 2015 roku.

Dopiero?

Tak jest.