Międzynarodowy Fundusz Walutowy dostanie nową większą moc - zapowiedział po pierwszej naradzie krajów G20 brytyjski minister finansów George Osborne. MFW dostanie zastrzyk gotówki. To pierwsze konkretne ustalenie szczytu 20 najbogatszych krajów świata w Cannes.

MFW ma zostać, jak to lubią określać politycy, "bazooką na kryzys". Zwiększona kasa funduszu ma posłużyć do ratowania zagrożonych państw i do interweniowania na rynku. Na razie arsenał MFW jest raczej skromny - wynosi 390 miliardów dolarów. To za mało, by w razie czego ratować Włochy i Hiszpanię na raz.

Dlatego Brytyjczycy, jak twierdzą, przeforsowali zwiększenie kasy Funduszu. W ciągu roku mają się na to złożyć potęgi takie jak Chiny, Brazylia i Japonia. To może się udać, bo MFW to instytucja niezależna od pogrążonych w awanturach europejskich polityków.

Kolejnym źródłem dochodu ma być podatek Robin Hooda. Tak nazwano podatek od transakcji finansowych, czyli po prostu od bogatych banków i inwestorów. To pomysł francuzów, który miały według Nicolasa Sarkozy'ego poprzeć Brazylia i Argentyna.

Świat kończy więc pierwszy dzień szczytu G20 wiele razy zapowiadaną, ale nigdy skutecznie nie zrealizowaną wizją, by bogaci oddali pieniądze biednym.