Z tegorocznych 35 miliardów złotych do nawet 55 miliardów w przyszłym roku ma wzrosnąć deficyt budżetowy. To założenia dokumentu, który ma przyjąć Rada Ministrów na dzisiejszym posiedzeniu. Rząd kończy z oszczędzaniem za wszelką cenę. Chce uzyskać w ten sposób m.in. więcej pieniędzy na inwestycje.

Gabinet Donalda Tuska przyznaje w ten sposób, że ma w tym roku znacznie mniej pieniędzy niż planował. Kryzys spowodował, że wielu Polaków zarabia mniej i ogranicza swoje wydatki. Powoduje to, że maleją wpływy do budżetu. Dziura w budżecie musi się więc zwiększyć.

Rząd w czasie kryzysu chce mieć jednak także więcej pieniędzy na inwestycje, które będą wspierały gospodarkę. Ma w tym pomóc większe zadłużenie. Plan Rady Ministrów ma swoje dobre i złe strony. Zaciągnięte teraz długi trzeba będzie kiedyś spłacić. Wspieranie wzrostu gospodarczego w czasie recesji może jednak przydać nam się bardziej niż zaciskanie pasa.

Polska gospodarka spowalnia szybciej niż prognozowano

Główny Urząd Statystyczny ogłosił tydzień temu, że w ostatnim kwartale ubiegłego roku wzrost gospodarzy wynosił nie 1,9, a 0,7 procenta. Oznacza to, że Ministerstwo Finansów musi ciąć wydatki. Jesteśmy gotowi nowelizować budżet, jeżeli będzie taka potrzeba - powiedział minister Jacek Rostowski. Podkreślił jednak, że na razie nie widzi takiej konieczności.

Resort finansów prognozuje, że wzrost PKB spowolni w tym roku do 1,5 proc. rok do roku z 1,9 proc. w 2012 roku. Z danych podanych przez GUS wynikało natomiast, że deficyt sektora finansów publicznych w ubiegłym roku wyniósł 3,9 proc. PKB. Jesteśmy zadowoleni z tego wyniku, ponieważ deficyt sektora publicznego według definicji unijnej wynosi 3,9 proc. PKB, ale deficyt strukturalny, który wynika z działań rządu przy konsolidacji finansów publicznych, był przez KE oszacowany w lutym tego roku na poziomie 2,9 proc. PKB. Różnica między tymi dwoma wynikami jest skutkiem recesji w Europie Zachodniej w ubiegłym roku - twierdzi wicepremier Rostowski.