Żółty alarm temperaturowy wprowadzony w Anglii i Walii. Będzie obowiązywał przynajmniej do niedzieli.

Tym razem temperatura może sięgnąć 37 st. C. To nieco mniej niż podczas pierwszej fali upałów w lipcu, ale wciąż bardzo wysoko. Nauczone sytuacją sprzed miesiąca służby skupiają się obecnie na niebezpieczeństwie pożarów. Wokół Londynu paliły się wówczas pola i trawy - zniszczonych zostało kilkanaście domów. Długotrwała susza i podzwrotnikowa aura mogą i tym razem doprowadzić do podobnych incydentów. 

W tym roku na terenie Anglii - która najbardziej jest zagrożona - spadło zaledwie 17 proc. średnich opadów. Ziemia jest sucha jak pieprz. Firmy wodociągowe nawołują do oszczędzania wody, w niektórych miejscach już wprowadzono zakaz podlewania ogrodów i wypełniania basenów. Brytyjczycy będą musieli zacząć traktować wodę tak, jak robią to na przykład Australijczycy. Woda oznacza dla nich życie, a jej brak, niewyobrażalne wręcz problemy.

Niekorzystne proporcje

Susza będzie odrobinę łagodniejsza od lipcowej, ale dłuższa - i to jest największym problemem. Upały potrwają przynajmniej kilka dni. Wprowadzony żółty alarm temperaturowy ma uzmysłowić ludziom, że nie należy sytuacji bagatelizować. Szczególnie osoby, które cierpią na schorzenia układu krążeniowego, powinny na siebie uważać. Szpitale i pogotowie ratunkowe są w pełnej gotowości. Można się bowiem spodziewać zwiększonej liczby zgłoszeń. 

Ostatni raz taka susza nawiedziła Wyspy 46 lat temu, a tak wysokich temperatur nie zaobserwowano nigdy - w lipcu przypomnijmy padł rekord - to powinno nam uzmysłowić, z czym mamy do czynienia. To nie są jakieś drobne zawirowania w systemie klimatycznym. Jak twierdzą eksperci - takie upały będą pojawiać się na Wyspach co kilka lat, a przerwy między nimi będą się zmniejszać. 

Czyli zmiany klimatyczne niepodważalne?

To już chyba pytanie akademickie. Wystarczy przyjrzeć się statystykom, różnym zestawieniom i wykresom. W dodatku mamy do czynienia z kryzysem energetycznym, który nie pomaga walce z zanieczyszczeniem atmosfery. Wojna w Ukrainie - trochę na zasadzie upadających kostek domina - wpływa na różne dziedziny naszego życia. Na przykład z powodu niedoboru gazu, podjęto na Wyspach decyzje o odroczeniu zamknięcia ostatnich trzech elektrowni napędzanych węglem. Nadal będą zatruwać powietrze. 

Jako gatunek znaliśmy się w sytuacji patowej. Jak nie wojna, to brak porozumienia w sprawie ograniczeń emisji gazów cieplarnianych, jak nie brak wyobraźni, to skrajna głupota.

Opracowanie: