Brak rozgrywek piłkarskich w związku z pandemią koronawirusa, to spory problem także dla sędziów. Arbitrzy mają teraz jednak więcej czasu do analizowania spotkań- mówi w rozmowie z RMF FM międzynarodowy sędzia piłkarski Szymon Marciniak.

Wojciech Marczyk, RMF FM: Jak wygląda praca sędziego w czasie pandemii koronawirusa? Jak wyglądają treningi i przygotowania do powrotu na murawę?

Szymon Marciniak: Przyznam szczerze, że nie ma wielkiej różnicy w tym, jak trenujemy w czasie pandemii, a jak trenowaliśmy wcześniej. Sędziowie zazwyczaj trenują sami. Dopóki było można, to szedłem do lasu biegać, bo mieszkam przy samym lesie. Mam u siebie w domu też małą siłownię, więc wszystko mam pod ręką i cały czas jestem gotowy, żeby założyć buty i wziąć gwizdek w rękę. Ostatnio trochę przyspieszyliśmy , bo UEFA wprowadziła treningi i testy online. Widać, że starają się nas odmrozić, żebyśmy po tym miesiącu nic nierobienia - oczywiście w teorii, bo każdy sam pracuje - wrócili. Tak samo Polski Związek Piłki Nożnej w porozumieniu z nami stworzył testy online, pewne przypomnienie, żeby cały czas być gotowym. Przepisów i zasad oczywiście się nie zapomina, to jest jak z jazdą na rowerze. Nie potrzebujemy pięciu spotkań, żeby wejść w sędziowanie, nic z tych rzeczy, ale dobrze sobie poprzypominać. Ja oczywiście cały czas jestem na bieżąco z grą FIFA 2020, ale tym razem w roli piłkarza. Czasami nawet sam się denerwuję na sędziów. Śmiesznie to wygląda, jak gram z synem, a on do mnie mówi: "czego się złościsz, przecież to twoi koledzy sędziują" . Także jest wesoło i jakoś sobie radzimy. A tak już w 100 proc. na poważnie, to staram się być mocno zdyscyplinowany, tak jak moi koledzy sędziowie, bo jestem z nimi w kontakcie. Każdy się mocno pilnuje. Pracujmy w domu i kiedy tylko padnie hasło wracamy, to my jesteśmy gotowi.

A trudniej w tym czasie, kiedy jest się cały czas w domu, motywować się do treningów?

Nie. Sędziowie to jest grupa bardzo zdyscyplinowana. Wszyscy wokół piłki wiedzą, że jest to grupa hermetyczna, ale też trochę z boku. My nie zabieramy głosu, rzadko występujemy w TV czy w radiu. My do samodzielnego trenowania w każdych warunkach jesteśmy przyzwyczajeni. Inaczej jest w drużynie - wiem, bo sam grałem w piłkę. W zespole jest kilkadziesiąt osób. Jest wesoło, są żarty, oczywiście też trzeba popracować mocniej, ale jest fajnie i sympatycznie. Tu niestety nie ma tak. Tu trzeba działać samemu. Tak jak u każdego sportowca pojawia się słabszy dzień, ale i tak trzeba to zrobić. To też kształtuje nasz charakter. Dzięki temu też nie dajemy się złamać na boisku mimo, że wiemy, że wszyscy są przeciwko nam. Indywidualne treningi nam pomagają w byciu arbitrami, tak mi się wydaje.

Teraz zdecydowanie więcej czasu jest na analizowanie różnych sytuacji, ale z drugiej strony nie ma świeżego materiału, bo spotkania nie są rozgrywane.

Materiały otrzymujemy na bieżąco z UEFA. Wiadomo, że w czasie, gdy trwa normalny sezon, ja z moim zespołem sędziowskim mam bardzo dużo wyjazdów. Oprócz meczów w Polsce są spotkania w ramach UEFY, FIFA, sporo jest też zaproszeń z innych federacji i tych wyjazdów jest tak dużo, że nie zawsze jest czas, żeby obejrzeć wszystkie spotkania. Każdy mecz jest dla mnie jak praca domowa, bo różne rzeczy zdarzają się w spotkaniach prowadzonych przez moich kolegów. Może też mecz tych zespołów ja będę sędziował w europejskich pucharach, więc mogę zobaczyć jak zachowują się zawodnicy, czego próbują, jak grają itd. To jest normalna praca domowa. Trochę jak z lekturami w szkole. Jakaś książka przeczytana, akurat przyda się na maturze, więc tak samo jest u nas. Każdy zobaczony mecz pomaga sędziować w przyszłości. Przyznam szczerze, że dzisiaj analizujemy dużo spotkań, których nie mieliśmy czasu zobaczyć, bo sami sędziowaliśmy. Czy to w 1/16, czy 1/8 Ligi Europy, czy kilka meczów eliminacyjnych. Dodatkowo UEFA przygotowała nam materiały. Ja sędziuję mecze na boisku, ale jestem też arbitrem VAR, więc otrzymują dwa rodzaje materiałów. Dostałem też specjalny program "perception4perfection" i tam jest 20 tzw. setów. Już teraz mieliśmy dwa. Tych sytuacji boiskowych do analizowania jest naprawdę bardzo dużo. Musisz to obejrzeć, powiedzieć co być zrobił jako sędzia główny, jako sędzia VAR. Do tego my przygotowujmy materiały też dla naszych kolegów z ekstraklasy, I czy II ligi. Oprócz tego zaangażowałem się bardziej w edukację własnych dzieci, bo szkoły są zamknięte, ale uczyć się trzeba. Przypominałem więc sobie materiał i dla 8-latka i dla 18-latka. Jest więc co robić i na nudę nie narzekam.

Ale to nie były tylko lekcje wychowania fizycznego?

Nie, absolutnie. Chociaż muszę przyznać, że ja trenuję z Akademią Ruchu online i wtedy, kiedy są zajęcia, to cała rodzina ćwiczy razem i wykonujemy ćwiczenia przygotowana przez trenerów. Fantastyczne to jest, bo można się naprawdę mocno zmęczyć i jest to świetne uzupełnienie treningu siłowego, który robię sam i biegowego, który teraz robię biegając po działce. Mam więc wszystko czego potrzebuję. Może jedyne czego mi brakuje to normalnego sędziowania, bo FIFA 2020 to nie to samo, co normalne boisko.

A w niej można ponarzekać na sędziego, jak już pan mówił...

To jest jedyny moment, kiedy można powiedzieć: "no panie kolego, jesteś blisko, a tego nie widziałeś". Na szczęście mam dystans do tego. Miałem teraz czas w domu na przenalizowanie swoich meczów. Wiadomo, że im więcej człowiek ma czasu, tym łapie większy dystans i lepiej może wyłapać pewne sytuacje. Podczas sezonu nie ma czasu na takie rzeczy. Jest mecz, po nim krótka analiza i jedziemy z następnym spotkaniem. Wiadomo, że meczów jest bardzo dużo. Ja jestem optymistą, więc szukam pozytywów w tej trudnej sytuacji dla nas wszystkich. Nie widujemy się np. z rodziną. My jesteśmy mocno w domu zdyscyplinowani. Rodziców już długi czas nie widziałem, ale staram się ich zdrowia nie ryzykować. Siedzimy w domu. Miejmy nadzieję, że to cholerstwo - powiem brzydko - jak najszybciej minie i będziemy mogli się wszyscy normalnie spotykać, wyjeżdżać i bawić. Ta sytuacja pozwala też docenić nam to, co mamy, bo my w "wyścigu szczurów", w tym codziennym pędzie, o tym zapominamy. A teraz marzymy o zwykłym spotkaniu ze znajomymi czy rodziną.

A kiedy może to wszystko wrócić do normy? Nie jest pan wirusologiem i nie oczekuję analizy, ale bardziej chodzi mi o te rozwiązania piłkarskie. Jeżeli słyszy pan, że Bundesliga w maju chce już zacząć grać, to co pan myśli?

Czekam tak naprawdę, co powiedzą mądrzejsi ode mnie. Widzimy, że topowe drużyny wracają spokojnie do treningów. W Bundeslidze trenują w grupkach po parę osób. W Niemczech mówi się nawet o powrocie do grania 15 maja, widać lekkie uspokojenie sytuacji. Mam też nadzieję, że ze wzrostem temperatur będzie mniej zakażań. Jeżeli teraz wszyscy posłuchają mądrzejszych i będą siedzieć w domu, to myślę, że powrót na boisko w maju lub czerwcu jest realny. Widzę też, że UEFA przyspieszyła z zadaniami dla nas, z testami i chcą, żebyśmy byli gotowi. Tego, że rozgramy sezon do końca jestem pewny. Pewnie jednak bez publiczności. Taka jest niestety kolej rzeczy, ale myślę, że każdy to jakoś przełknie, o ile będzie mógł zobaczyć to w TV. Trzymam kciuki za to, żeby to się jak najszybciej zakończyło i żebyśmy w spokoju dograli sezon.

Był pan jednym z ostatnich arbitrów, który gwizdał mecz Ligi Europy. Było to spotkanie w Glasgow pomiędzy Rangersami a Bayerem Leverkusen. Jadąc tam nie zastanawiał się pan "czemu gramy"? Tu już zamykają stadiony. Wprowadzają ograniczenia. A tu normalne spotkanie z publicznością?

Z całym zespołem sędziowskim mieliśmy mieszane uczucia. Wyjeżdżaliśmy z kraju, który szybko zareagował i zabraniał zgromadzeń itd. To moim zdaniem było słuszne. Sporo osób mówiło, że to przesada, ale moim zdaniem lepiej dmuchać na zimne. Wylądowaliśmy na Wyspach i można było mieć wrażanie, że nie ma żadnego wirusa. Nikt o nim nie mówił. Cały stadion ludzi. Po meczu wróciliśmy do hotelu obok, którego była hala, a w niej normalnie koncert. Fakt, że wtedy, kiedy mecz był rozgrywany - czyli 12 marca - to nasi opiekunowie wyjaśnili, że było dosłownie kilka przypadków w Szkocji, czyli niedużo. Polityka też wtedy na wyspach była zupełnie inna, jeżeli chodzi o walkę z koronawirusem. Szybko jednak zmieniono zdanie i stwierdzono, że jedynym sposobem jest izolacja. Powiem szczerze , że udało nam się, bo jak się okazało, to był ostatni dzwonek, żeby mecz mógł się odbyć. Na szczęście nic się nie stało. Po meczu śledziłem mocno media dotyczące niemieckiego zespołu i szkockiego, ale żadnych przypadków nie było. Bogu dzięki, że wszystko się szczęśliwie skoczyło w tych niecodziennych okolicznościach. Powiem szczerze, że nawet kiedy staliśmy w tunelu z piłkarzami, to oni sami nie wiedzieli, czy się ze mną witać czy nie. Było nieswojo, a nie tak jak zawsze, że ja skracam dystans i mam dobre relacje z zawodnikami, oni też czują pozytywną atmosferę. A wtedy było dziwnie. Stuknęliśmy się łokciami. Zalecanie UEFA wtedy było też takie, żeby nie było przywitania oficjalnego przed meczem, tego uścisku dłoni. Zawodnicy przejęli tą informacje ode mnie, ale było to dziwne. Nie takie, jak zawsze. Po pierwszym gwizdku jednak każdy o tym zapomniał. Nie było, że ktoś od kogoś uciekał. Oba zespoły grają fizycznie, więc mecz mógł się podobać, była walka. Fajnie się sędziowało, bez kontrowersji i dobrze, że tak się wszystko skończyło.

Wszyscy wiemy i rozumiemy dlaczego przesunięto mistrzostw Europy, ale nie ma pan takiego lekkiego zawodu czy rozczarowania? Bo pewnie długo się pan do nich przygotowywał.

No pewnie. Nie ma co oszukiwać i mówić, że człowiek o tym nie myślał. Teraz oczywiście jest jednak najważniejsze zdrowie. Wiem, że UEFA podejmując decyzję o przesunięciu turnieju była już w 100 proc. pewna, że będzie to niebezpieczne właśnie dla zdrowia, kibiców, piłkarzy, sędziów itd. Pewnie, że szkoda, bo byliśmy już na ostatniej prostej. Byliśmy ja i mój zespół wyznaczani do sędziowania ostatniego barażu i można powiedzieć, że człowiek już witał się z gąską. Za chwilę miały już być ogłoszone nazwiska sędziów wybranych na turniej. Niestety, takie jest życie piłkarzy i sędziów, bo trochę jedziemy na tym samym wózku. Teraz trzeba wszystko odłożyć, bo najważniejsze jest zdrowie. Fajnie, jeżeli najmądrzejsi pokonają tego wirusa i za rok przy pełnych trybunach będziemy mogli się świetnie bawić i wspominać później fantastycznie to Euro. Dla mnie poprzednie Euro we Francji w 2016 roku było pierwszą seniorską imprezą i najlepszą, lepszą nawet od mistrzostw świata. Nawet ostatnio oglądałem mecz, który wywindował mnie do sędziowania fazy pucharowej tamtych mistrzostw, czyli spotkanie Austria - Islandia. To były fantastyczne zawody z fantastyczna oprawą i atmosferą. A teraz trzeba przełknąć gorzką pigułkę i szykować się na Euro 2021, bo przyszły rok zapowiada się bardzo intensywnie. Oprócz tego, że będzie Euro, będą też igrzyska. Część z nas, jakaś grupa UEFA, pojedzie pewnie na igrzyska. Do tego Liga Europy i Liga Mistrzów jak co roku.  Będą też dodatkowe rozgrywki. Liga Europy B, której nazwa nie jest jeszcze do końca znana. Oprócz tego Puchar Konfederacji, który będzie miał inną nazwę i bardziej rozbudowaną formułę. Powiem szczerze, że jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy będą układali kalendarz rozgrywek na 2021 rok. On nie jest przecież z gumy, a trzeba pomieścić naprawdę dużo imprez. Pamiętajmy jeszcze, że jest jeszcze turniej U20 i U17. Będziemy mieli więc co robić, i sędziowie, i zawodnicy.

Wspomniał pan, że jesteście gdzieś w cieniu. Nie ma pan wrażenia, że nikt was w tej całej dyskusji o koronawirusie i rozgrywkach nie zapytał o zdanie? W końcu wy też biegacie po boisku.

Tak szczerze, to my cały czas mieliśmy kontakt z prezes PZPN Zbigniewem Bońkiem, który jest naszym bezpośrednim szefem. My mówiliśmy jednym głosem. Wiedzieliśmy, że kolejka, która miała odbyć się po naszym powrocie z Glasgow, ma być ostatnią. Nie odbyła się. I dobrze. Tak jak mówiłem, my z piłkarzami jedziemy na jednym wózku. Wśród zawodników też były różne głosy. Część chciała grać, a część nie. Później pojawił się apel Kuby Błaszczykowskiego, który powiedział, że nie chce. Ja rozmawiałem wtedy z wieloma zawodnikami, którzy chcieli grać, tylko nikt nie chciał tego mówić głośno, bo wy -  media - nagłośniliście to, co powiedział Kuba. Wśród piłkarzy głosy były naprawdę podzielone. Podejrzewam, że tak samo byłoby u sędziów, ale dobrze, że tak to wszystko się skończyło. Teraz czekamy tylko na to, kiedy będziemy dokończyć granie. Teraz takie dywagacje "co by było, gdyby nas ktoś o zdanie zapytał" jest jak wróżenie z fusów. To tak naprawdę nic by nie zmieniło, bo my tak naprawdę jesteśmy tym 17. klubem ekstraklasy, ale można powiedzieć, że tym najmniejszym i nikt o zdanie nas nie pyta. Kiedy jednak trzeba ponarzekać, to stajemy się najważniejszym i jesteśmy na pierwszych stronach gazet. 

Opracowanie: