Na popularnych targowiskach w kilku dzielnicach Poznania pracowały dziś tylko nieliczne stragany. Część sprzedawców nie przyszła do pracy po ogłoszonym przez władze miasta zamykaniu rynków i ryneczków. Decyzję w tej sprawie dot. całego regionu wydał w poniedziałek Wojewódzki Inspektor Sanitarny, nakładając jednocześnie reżim natychmiastowej wykonalności. "Co ja mam zrobić z towarem? Przecież to wszystko mi się teraz zmarnuje" - pytają sprzedawcy.

Na kupców, którzy na początku tygodnia zaopatrzyli się w produkty na dedykowanej im giełdzie, decyzja służb sanitarnych spadła jak grom z jasnego nieba. Dla wielu z nich stragany na rynkach to jedyne źródło dochodu.

Zastanawiamy się po prostu, co my mamy zrobić z towarem. To będzie duża strata na pewno. To wszystko to jest moje źródło utrzymania.(...)Nam nikt kredytów nie da na ratowanie tej działalności - tłumaczy w rozmowie z RMF FM sprzedawczyni z Placu Wielkopolskiego. Dziś mimo zakazu otworzyła stragan, próbując zarobić chociażby równowartość towaru, w który zaopatrzyła się na cały tydzień. Oprócz jej straganu na ryneczku działał też punkt z kwiatami i stragany z tekstyliami. My to mamy taki towar, który możemy sprzedać też później, ale co mają powiedzieć wszyscy ci, którzy tu mają warzywa i owoce? ­- pyta właściciel stoiska z bielizną. Przyszliśmy tu dzisiaj, bo z czegoś przecież musimy żyć, jakoś musimy zarobić na opłaty chociaż, o zbliżających się świętach nie wspominając - dodaje.

Decyzją o zamykaniu ryneczków zaskoczona jest też część klientów. Ci, z którymi rozmawialiśmy na placu Wielkopolskim wskazują, że i tak będą musieli gdzieś robić zakupy, najprawdopodobniej będą to supermarkety. Tam niby jest bezpieczniej? Tu przynajmniej jest ciągły przewiew, a tam w pomieszczeniu - obieg powietrza ten sam. Owoce, warzywa - każdy może dotknąć. Tu było tak, że tylko sprzedawcy teraz nakładali towar - tłumaczy poznanianka, której na targu udało się kupić wyłącznie cięte kwiaty.

Podobnie było dziś na rynkach Jeżyckim, Wildeckim czy Bernardyńskim. Poza nimi zakaz obejmie też targowiska na Świcie, Łazarzu czy Ratajach. 

Miasto: Nie mamy wyjścia

O konieczności zamknięcia punktów sprzedaży na wolnym powietrzu poinformował w trakcie poniedziałkowej konferencji prasowej prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Jeżeli mamy nakaz, to musimy to zrobić zgodnie z terminami i godzinami tam wskazanymi.(...) Kupcy w bardzo odpowiedzialny sposób zabezpieczali się przed tym wirusem. Widziałem folie, którymi odgradzali swoje stanowiska, widziałem też odpowiedzialność kupujących, którzy stali w odpowiednich odstępach od siebie - tłumaczył.

Sanepid oświadczył jednak, że w obliczu walki z epidemią koronawirusa służby sanitarne nie mają innego wyjścia. Handel na targowiskach w miejscach otwartych może stanowić zagrożenie dla klientów targowisk, jak i samych sprzedających. Może zwiększać ryzyko. Te zalecenia wynikają z obostrzeń co do gromadzenia się konkretnej liczby osób w jednym miejscu. Znaczenie ma też wiek osób najczęściej odwiedzających takie miejsca - to głównie osoby starsze, najbardziej narażone na tego rodzaju infekcję. Inna sprawa to to, że najczęstszą formą zapłaty jest tam gotówka, ale też brak dostępu do bieżącej wody czyli też brak możliwości higienicznego mycia rąk ­- wyjaśnia Ewelina Suska z wielkopolskiego sanepidu. Zalecenia wydane przez inspekcję sanitarną dotyczą całego województwa.

W sprawie zamknięcia targowisk władze miasta negocjowały ze służbami wojewody. Udało się odroczyć wejście w życie decyzji o zamknięciu do najbliższej soboty. Ten towar, który kupcy mają - te warzywa, te owoce - chodzi o to, żeby się to po prostu nie zmarnowało - wyjaśnił po rozmowie z szefem wojewódzkiego sanepidu prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.

Służby sanitarne zgodziły się też na prowadzenie tego rodzaju sprzedaży w pomieszczeniach zamkniętych. Niewykluczone, że w najbliższych dniach - na czas walki koronawirusem - miasto zaproponuje kupcom przeprowadzkę do jednej z hal na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Rozmawiamy na ten temat, sprawdzamy możliwości techniczne - zapewnił prezydent Poznania.

Właściciele straganów na miejskich targowiskach będą też zwolnieni z opłat za najem na czas obowiązywania zakazu handlu.

AgroUnia protestuje

Ostre stanowisko ws. zamknięcia targowisk wydała AgroUnia. Jej przedstawiciele podkreślają, że rząd zezwolił na handel w sklepach należących do dużych sieci oraz marketach budowlanych, a jednocześnie zamykane są targowiska i stragany na świeżym powietrzu. "W naszej opinii takie traktowanie drobnej przedsiębiorczości jest przejawem niesprawiedliwości społecznej i dowodem na faworyzowanie zagranicznych korporacji" - dodają.

"Sytuacja taka powoduje, że wielu rolników ma coraz większy problem ze sprzedażą płodów rolnych. Należy nadmienić, że taką formę sprzedaży (bazary i targowiska) "promował" do niedawna minister rolnictwa.  Obecnie J.K. Ardanowski jest głuchy na potrzeby rolników, którzy bez wprowadzenia istotnych pilnych działań staną w perspektywie kilku tygodni na skraju bankructwa" - można przeczytać w petycji AgroUnii.

We wtorek przedstawiciele AgroUnii zorganizowali protest. Ułożyli w centrum Warszawy napis "żywność" z kwiatów, które - jak podkreślają - "gniją u ogrodników w całym kraju". 

Opracowanie: