Drogi Czytelniku, dzisiaj niejednokrotnie usłyszysz o tym, że mija właśnie rok od potwierdzenia w Polsce pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem. Czy w naszym osobistym odczuciu od początku pandemii minęło faktycznie 12 miesięcy, a może zdecydowanie więcej albo mniej?

Gdy zadałem to pytanie spotykanym osobom, odpowiedzi były skrajnie różne.

Z jednej strony, pojawiają się opinie, że cechą ostatnich 365 dni jest to, że były do siebie podobne: spędzone w dużej części na pracy w domu, bez dalekich wyjazdów, z ograniczoną liczbą spotkań towarzyskich, czasami nawet z zakazem wychodzenia z mieszkania, jeśli zostaliśmy objęci kwarantanną.

Z drugiej strony, jest wiele osób (sam do nich należę), które mają wrażenie, że od wykrycia pierwszego przypadku Covid-19 w Polsce minęło zdecydowanie więcej czasu niż tylko 12 miesięcy. Wpływ na to miało nagromadzenie nowych wyzwań i sytuacji, do których trzeba było się dopasować: przeniesienie pracy z biura czy urzędu do domu, nowy sposób organizacji wolnego czasu, gdy zamknięte były (i często wciąż są) kina, teatry, siłownie, baseny, hotele.

Za nami rok ciągłego oczekiwania: na nowe informacje o liczbie zakażeń, potem na informacje o kolejnych obostrzeniach. Co zostanie otwarte, a co wciąż będzie zamknięte? Z czego skorzystamy, a na co jeszcze musimy poczekać? Nie widać finału tego oczekiwania.

Do tego dochodzą nowe, czasem zupełnie nieznane nam wcześniej, umiejętności, które zdobywamy. Ktoś uczy się języka, ktoś postanowił wrócić na studia i dokończyć je w trybie zdalnym, niektórzy w czasie pandemii rozwijają umiejętności kulinarne.

Młodzi ludzie przyznają, że w ciągu ostatniego roku szybko dojrzeli. Musieli zacząć myśleć o swoim zachowaniu, przewidując nie tylko, jak wpłynie ono na ich bezpieczeństwo, ale także, jaki będzie miało wpływ na zdrowie i bezpieczeństwo ich bliskich, kolegów z pracy czy nawet nieznajomych mijanych w sklepie czy na ulicy.

Bardziej profanum niż sacrum

Tradycyjnie w sposobie odczuwania mijającego czasu bardzo istotne były święta. To one dawały przestrzeń do zwolnienia tempa życia i spotkań w gronie rodzinnym. Czas sacrum - odmierzany przez Wielkanoc, Boże Narodzenie, po drodze święto Wszystkich Świętych - towarzyszył nam w życiu.

Ostatnich 12 miesięcy pokazało, że o tym, ile "świąteczności" (tak, według "Słownika Języka Polskiego PWN" jest takie słowo!) jest w naszym życiu, w większym stopniu niż kalendarz tradycyjnych świąt, decydować mogą administracyjne decyzje. Zmienił się wyznacznik rytmu czasu.

Znam wiele historii rodzin, w których spotkań z dziadkami w czasie świąt wielkanocnych czy Bożego Narodzenia w 2020 roku nie było. Takie spotkania będą być może dopiero w kwietniu, jeśli planowane jeszcze na marzec szczepienia odbędą się zgodnie z planem. Cmentarze w ubiegłym roku odwiedzaliśmy nie 1 listopada, we Wszystkich Świętych. Częściej pojawialiśmy się tam później, gdy otwarte był cmentarze. Wielu z nas zapaliło też wirtualne znicze na e-nekropoliach.

Pandemia: 1/75, 1/82 życia...

W ubiegłym tygodniu Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego podał aktualne informacje o przewidywanej średniej długości życia w Polsce. Dla kobiet - według danych GUS-u - to 82 lata, dla mężczyzn - 75 lat. Pamiętając o tych liczbach, możemy pomyśleć o ostatnim roku. Rok pandemii, przy całej swojej specyfice, wyjątkowości, liczbie nowych wyzwań i zwykłym zagrożeniu, był jednym rokiem naszego życia.

Zapytałem ostatnio epidemiologa, specjalistę chorób zakaźnych, profesora Krzysztofa Tomasiewicza, jakie są jego prognozy: jaka będzie sytuacja za rok, w dniu kolejnej rocznicy pandemii w Polsce. Odpowiedział, że są duże szanse, że będzie zdecydowanie spokojniej niż teraz. Te szanse opiera na perspektywie masowych szczepień.

Zanim tak się stanie, dzisiejsza rocznica może być pretekstem, aby znaleźć czas, by zastanowić się, czy w pandemii przypadkiem inaczej nie mija nam czas...

Opracowanie: