W blisko 100 placówkach medycznych walczących z koronawirusem personel medyczny dostał zakaz pracy w kilku miejscach – takie są ustalenia reportera RMF FM. Od 3 tygodni obowiązuje rozporządzenie ministra zdrowia, które dało dyrektorom szpitali prawo wyznaczania pracowników objętych zakazem pracy w innych placówkach. Medycy mieli za to dostać rekompensatę - 80 procent pieniędzy z innych placówek. Od 1 czerwca placówki jednoimienne mają być wygaszane. Wtedy też przestanie obowiązywać nakaz pracy w jednym miejscu.

Nakaz pracy w jednej placówce, walczącej z koronawirusem, dostało ponad 15,5 tysiąca osób. Wśród nich najwięcej jest pielęgniarek - aż 9334. Nakaz pracy tylko w miejscu zajmującym się koronawirusem dostało 4135 lekarzy oraz 424 ratowników medycznych. Dyrektorzy szpitali wskazali też ponad 1600 innych pracowników w swoich podmiotach.

Jeden medyk - jedna placówka

Zasada "jeden medyk - jedna placówka" miała działać we wszystkich szpitalach jednoimiennych i tam, gdzie na oddziałach zakaźnych leczeni są chorzy na COVID-19.

Za przymus pracy w jednym miejscu personel medyczny miał otrzymać rekompensatę. To 80 procent wynagrodzenia pobieranego w miejscach pracy poza tym podstawowym, gdzie wprowadzany jest nakaz pracy na 1 etacie. Druga możliwość to połowa wynagrodzenia pobieranego właśnie w tym podstawowym szpitalu, ale nie więcej niż 10 tysięcy w obu wariantach. Wszystko zależeć miało od formy zatrudnienia i tego, co jest bardziej opłacalne.

Na przykładzie: jeśli lekarz pracuje w szpitalu A, który walczy z koronawirusem i zarabia tam 6 tysięcy, a w innych placówkach dodatkowo zarabia - powiedzmy - 10 tysięcy, dostanie 8 tysięcy rekompensaty za pracę tylko w tym pierwszym szpitalu.

Ale jeśli pielęgniarka w tym szpitalu A zarabia 4 tysiące a w innych placówkach - powiedzmy - dorabia 1000 złotych miesięcznie, może dostać połowę podstawowej pensji czyli dwa tysiące ekstra.

Pieniędzy na kontach nie ma

Dziennikarz RMF FM ustalił jednak, że do dziś nikt nie zobaczył jeszcze złotówki, ponieważ ślimaczą się procedury. Zawierane są dopiero umowy z NFZ-tem, który weryfikuje poszczególne stanowiska pracy objęte w szpitalach zakazem. Może się więc okazać, że szybciej dana placówka przestanie leczyć chorych na COVID-19, bo szpitale jednoimienne mają być wygaszane, niż medycy zobaczą dodatkowe pieniądze. Choć minister zdrowia Łukasz Szumowski, że personel pieniądze za miesiąc pracy w jednym miejscu na pewno dostanie. Dodaje, że gdy szpital jednoimienny zacznie normalnie pracować, przestanie obowiązywać zakaz pracy w kilku placówkach. Ma to nastąpić od 1 czerwca.

Sukcesywne wygaszanie szpitali jednoimiennych

Przywracanie normalnej pracy w szpitalach jednoimiennych ma być sukcesywne i rozpocząć się od 1 czerwca. Szef resortu zdrowia argumentował, że duże ogniska zakażeń w kraju zostały opanowane, a groźba przepełnienia szpitali jest coraz mniejsza. 

Operacja ta ma się zacząć od miejsc, gdzie jest najmniej nowych zakażeń oraz najmniej pacjentów. I tak w Lubelskiem w szpitalu jednoimiennym na 300 łóżek jest 17 pacjentów. W Lubuskiem na 200 łóżek jest dwóch pacjentów, w województwie warmińsko-mazurskim na blisko 170 łóżek jest 17 pacjentów, w Podlaskiem na 540 łóżek jest też 17 pacjentów - podawał przykłady minister zdrowia.

Sieć szpitali jednoimiennych nie zostanie zlikwidowana w związku z obawami, że jesienią można się spodziewać drugiej fali zachorowań. Mamy przećwiczoną gigantyczną operację zorganizowania i wdrożenia w życie sieci szpitali zakaźnych w sytuacji pandemii. Zawsze możemy je uruchomić - powiedział Łukasz Szumowski.