Klub parlamentarny PiS zwleka z decyzją w sprawie ewentualnej kary wobec Jadwigi Emilewicz. Ryszard Terlecki niemal dwa tygodnie temu zapowiedział możliwość zawieszenia byłej wicepremier w prawach członka PiS, ale do konsekwencji nie doszło. Chodzi o wyjazd posłanki z rodziną w góry, podczas którego jej synowie jeździli na nartach bez wymaganej licencji.

Jak usłyszał nieoficjalnie dziennikarz RMF FM, władze klubu liczą na to, że sprawa ucichnie, a posłanka, która nie jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości, ale wspiera partię rządzącą, uniknie konsekwencji. To najbardziej prawdopodobny scenariusz.

Tym bardziej, że Jadwiga Emilewicz w rozmowie z Interią przyznała się do błędu i przeprosiła. Stwierdziła też, że po rozmowie z premierem i szefem klubu PiS, nie spodziewa się formalnych konsekwencji. Była wicepremier podtrzymała, że jej synowie nie wymagali licencji, dlatego nie doszło do złamania obostrzeń, ale dodała, że nie powinna była jechać w góry w czasie, kiedy rząd apelował o pozostanie w domach.

"Nie powinnam była jechać"

Nie powinnam była jechać. Z pokorą przyjmuję krytykę internautów, mediów, klubowych kolegów i opozycji. To, co się wydarzyło, nie powinno mieć miejsca - oceniła Emilewicz. Jednocześnie podkreśliła, że sama nie jeździła na nartach, a wyjeżdżając z dziećmi na trening nie złamała prawa. Dzisiaj bym z nimi nie wyjechała. Zdaję sobie sprawę z tego, że reakcja ludzi, którzy byli zamknięci w domach, była w pełni uzasadniona - dodała. 

Niestety, mama wygrała we mnie z posłanką - tłumaczyła Emilewicz. I choć wiem, że to nie jest żadne usprawiedliwienie, ale pomyślałam, że skoro przez te ostatnie pięć lat spędzałam tak bardzo mało czasu z dziećmi, a wszystko jest zgodne z przepisami, to mogę jechać. Niestety, nie zadałam sobie pytania, czy to wypada. Powinniśmy byli zostać w domu, bo taki jest koszt obowiązków, których się podjęłam - stwierdziła.

Synowie wicepremier szusowali bez aktywnej licencji sportowej

13 stycznia portal tvn24.pl ujawnił, że trzech synów byłej wicepremier Jadwigi Emilewicz jeździło na stoku narciarskim pod Poroninem bez aktywnej licencji sportowej. Licencje pojawiły się w wykazie Polskiego Związku Narciarskiego dopiero po pytaniach dziennikarzy.

Rodzinę Emilewiczów zauważono 5 stycznia na stoku w miejscowości Suche pod Poroninem. Działa tam szkółka narciarska. Choć zgodnie z restrykcjami epidemicznymi stoki narciarskie powinny być zamknięte, synowie byłej minister rozwoju nie mieli problemów z szusowaniem. Oficjalnie na stokach mogą jeździć tylko osoby uprawiające sport zawodowy lub będące członkami kadry narodowej albo reprezentacji olimpijskiej. TVN24 podał jednak, że 5 stycznia Emilewiczowie nie mieli aktywnych licencji sportowych, które by uprawniały do korzystania ze stoku - pojawiły się one w systemie dopiero później. Na liście osób mogących korzystać ze stoku wynajmowanego przez szkółkę narciarską znalazło się także ręcznie dopisane nazwisko Jadwigi Emilewicz.