Po protestach przeciwko restrykcjom covidowym w wielu chińskich miastach rządząca Komunistyczna Partia Chin podkreśliła konieczność szybkiego "rozwiązania sporów", rozprawy z "infiltracją i sabotażem wrogich sił" i "utrzymania stabilności społecznej".

Obserwatorzy oceniają komunikat z posiedzenia Centralnej Komisji Polityczno-Prawnej KPCh jako pierwsze zawoalowane odniesienie chińskich władz do weekendowych demonstracji w Pekinie, Szanghaju, Wuhanie i innych metropoliach, uznawanych za największą falę protestów od objęcia rządów w kraju przez Xi Jinpinga 10 lat temu.

W komunikacie opublikowanym przez agencję Xinhua nie wspomniano wprost o protestach, ale napisano, że Biuro Polityczne podkreśliło konieczność "szybkiego rozwiązania sporów i konfliktów oraz pomocy w rozwiązywaniu praktycznych trudności, z jakimi mierzy się ludność".

Musimy stanowczo i zgodnie z przepisami rozprawić się z infiltracją i sabotażem wrogich sił oraz z nielegalnymi i przestępczymi działaniami zakłócającymi porządek społeczny, a także skutecznie utrzymać ogólną stabilność społeczną - dodano.

W sobotę i niedzielę w Szanghaju protestowało nawet tysiąc osób, które skandowały hasła przeciwko polityce "zero covid", cenzurze i komunistycznym władzom. Według mediów policja zatrzymała wiele osób, w tym - na kilka godzin - korespondenta BBC. Demonstracje odbywały się w weekend również w Pekinie, Wuhanie, Chengdu, Lanzhou, Dali, Xianie i Nankinie.

Obecnie władze starają się uniemożliwić dalsze protesty. Miejsca, w których w weekend gromadzili się demonstranci, zostały obstawione przez policję. Według źródeł agencji Reutera organy ścigania wzywały i przepytywały osoby, które uczestniczyły w manifestacjach. Pojawiły się doniesienia o funkcjonariuszach przeszukujących telefony komórkowe osób przechodzących w miejscach protestów.

Protesty wybuchły w reakcji na pożar w borykającym się z lockdownami mieście Urumczi, stolicy regionu Sinciang na północnym zachodzie Chin. Zginęło co najmniej 10 osób, a władze cenzurowały w internecie pytania, czy obowiązujące tam od ponad trzech miesięcy restrykcje covidowe utrudniły ewakuację i gaszenie ognia.