Czy ofiarą walki z epidemią wywołaną koronawirusem SARS-CoV-2 padnie nasza prywatność? Czasopismo "Nature" stawia takie pytanie w związku z sytuacją panującą w Korei Południowej. Seul notuje poważne sukcesy w walce z pandemią, zakrojone na szeroka skalę procedury testów i monitorowania kontaktów znacznie zwolniło rozprzestrzenianie się koronawirusa, jednak ujawnianie informacji na temat tego, gdzie i kiedy zakażeni obywatele się przemieszczali i przemieszczają budzi poważne wątpliwości z punktu widzenia ochrony danych osobowych.

Czy ofiarą walki z epidemią wywołaną koronawirusem SARS-CoV-2 padnie nasza prywatność? Czasopismo "Nature" stawia takie pytanie w związku z sytuacją panującą w Korei Południowej. Seul notuje poważne sukcesy w walce z pandemią, zakrojone na szeroka skalę procedury testów i monitorowania kontaktów znacznie zwolniło rozprzestrzenianie się koronawirusa, jednak ujawnianie informacji na temat tego, gdzie i kiedy zakażeni obywatele się przemieszczali i przemieszczają budzi poważne wątpliwości z punktu widzenia ochrony danych osobowych.
Prezydent Korei Południowej Moon Jae-in /YONHAP /PAP/EPA

Pierwsze przypadki wywołanych przez koronawirusa z Wuhan zachorowań pojawiły się w Korei Południowej pod koniec stycznia, kilka tygodni później ich liczba gwałtownie wzrosła. By ją powstrzymać władze wdrożyły intensywny program testów i izolacji osób zakażonych, a także monitorowania wszelkich kontaktów, które mogły prowadzić do infekcji. Kraj przeprowadził ponad 300 tysięcy testów, najwięcej na głowę ludności na świecie, wykryto ponad 8,5 tysiąca przypadków zakażeń. 

Od lutego obywatele Korei Południowej otrzymują od władz lawinę SMS-ów informujących ich o pojawieniu się i przemieszczaniu w ich okolicy osób z chorobą COVID-19. Epidemiolodzy twierdzą, że te precyzyjne informacje mają kluczowe znaczenie dla monitorowania i kontrolowania postępów epidemii, pojawiają się jednak głosy kwestionujące sens upubliczniania tych danych, czy wręcz przestrzegające przed szkodami, do których może to doprowadzić. 

Gdy dana osoba zostanie zdiagnozowana, władze lokalne mogą przesłać do okolicznych mieszkańców dane na temat miejsc, gdzie była jeszcze przed tym, jak wykryto u niej koronawirusa. Informacje zawierają dane na temat wieku i płci danej osoby plus minutowy zapis jej poruszania się, zebrany między innymi w oparciu o zapisy kamer przemysłowych, czy transakcji z pomocą kart płatniczych. Dane zawierają między innymi informacje o odwiedzanych punktach usługowych, sklepach i hotelach. W niektórych rejonach Korei ujawnia się nawet w jakich pokojach dana osoba była, kiedy korzystała z toalety i czy używała maseczki. Inne kraje, jak Singapur tez ujawniają niektóre dane chorych na COVID-19, nigdzie jednak zakres tych danych nie jest tak duży, jak w Korei Południowej. 

Rząd w Seulu ma prawo publikować te dane w oparciu o ustawy wprowadzone wcześniej, w związku z epidemią MERS w 2015 roku, która dotknęła 186 osób i zabiła 36. Twierdzi, że podawanie tych informacji zwiększa zaufanie opinii publicznej do systemu opieki zdrowotnej. Faktycznie w Korei Południowej dużą popularnością cieszą się aplikacje umożliwiające monitorowanie na bieżąco zasięgu epidemii. 

Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia podkreślają, że intensywnie prowadzone procedury testów, izolacji chorych i monitorowania kontaktów, w połączeniu z kampanią zachęcającą obywateli do unikania zgromadzeń - pomogły istotnie ograniczyć w Korei Południowej zasięg epidemii. Liczba nowych przypadków w ciągu ostatnich dwóch tygodni gwałtownie spadła z blisko tysiąca przypadków pod koniec lutego, do 74 16 marca. Zakres informacji dotyczących osób ze zdiagnozowanym koronawirusem budzi jednak wątpliwości, gdyż wydaje się, że wiele z nich można zidentyfikować. 

Eksperci cytowani przez "Nature" twierdzą, że wszelkie tego typu dane powinny być w bezpieczny sposób dostępne dla służb medycznych i sanitarnych, publiczne ich udostępnianie może przynieść szkody nie tylko dla prywatności pacjentów, ale i walki z wirusem. Można wyobrazić sobie scenariusz, w którym niektóre osoby z obawy o prywatność będą zwlekały z poddaniem się testom. 

Władze Korei Południowej utrzymują, że tego typu dane ujawniane są tylko wtedy, gdy nie ma możliwości znalezienia wszystkich osób, które z daną zakażoną osobą mogły mieć kontakt. Maja pomóc osobom, które odczuwają lekkie objawy w podjęciu decyzji o zgłoszeniu się do testów, jeśli faktycznie mogły się z kimś zakażonym w ostatnich dniach zetknąć. Niepożądanym efektem ubocznym może być unikanie miejsc, które zostały już zdezynfekowane. Przeprowadzone w lutym sondaże pokazały, że większość Koreańczyków opowiadała się za tym, by dla dobra ogólnego dane lokalizacyjne osób zakażonych koronawirusem były ujawniane.

SPRAWDŹ: Koronawirus nie uciekł z laboratorium, powstał naturalnie