Po pojawienie się koronawirusa na fermie norek w duńskim mieście Brovst, uśmiercono tam 10 tysięcy zwierząt. Zostały wybite dwa dni temu. Kilka tysięcy mieszkańców skarży się na fetor, ponieważ do dziś nikt nie usunął martwych zwierząt. "Nie ma czym oddychać" – mówią.

Dania jest pierwszym w świecie eksporterem skór z norek, które są hodowane na 1500 fermach. Eksportuje rocznie 17 mln skór, z czego większość trafia do Chin i Hongkongu.

Rząd w Kopenhadze zamierza wybić 15 mln norek na fermach z powodu znalezionej u tych zwierząt mutacji koronawirusa. Mutacja ta nie powoduje poważniejszych skutków u ludzi, ale obniża skuteczność ludzkich przeciwciał.

Wybijanie norek z zainfekowanych ferm w Danii rozpoczęto już w październiku. W niedzielę weterynarze uśmiercili 10 tysięcy zwierząt na farmie na przedmieściach Brovst. Dwa dni później martwe norki nadal leżały w kojcach.

Zaczęły już gnić, potwornie śmierdzi - powiedział gazecie BT właściciel fermy Jan Poulsen. 

Na fetor skarżyło się blisko 3 tysiące mieszkańców miasteczka. Smród sprawił, że nie byli w stanie przekroczyć progu swoich domów. Śmierdzi tak, że nie ma czym oddychać - powiedział jeden z nich.

Naukowcy wciąż nie wiedzą, w jaki sposób norki mogły zarazić się koronawirusem. Jedna z hipotez mówi, że od ptaków.

Badamy między innymi martwe mewy, które znaleźliśmy w ostatnim czasie w pobliżu ferm norek - powiedziała prof.  Anne Sofie Vedstedt Hammer z Uniwersytetu w Kopenhadze.

Jesteśmy przekonani, że same mewy nie są zarażone, bo nie mają antyciał, ale mogą przyczyniać się do szerzenia zakażeń - dodała.