​Północnokoreańscy urzędnicy i służby dopuszczają się przemocy seksualnej wobec kobiet i niemal żadne konsekwencje ich nie dotykają - wynika z najnowszego raportu organizacji Human Rights Watch. Rząd nie prowadzi śledztw wobec skarg, nikogo nie skazuje, ani nie zapewnia wsparcia ofiarom. Jednocześnie rządzący twierdzą, że kraj jest wolny od seksizmu i przemocy seksualnej.

86-stronictowy raport "Płaczesz w nocy i nie wiesz dlaczego: Przemoc seksualna wobec kobiet w Korei Północnej" przytacza przykładu gwałtów, molestowań i innych form przemocy seksualnej, które są tak częste w kraju, że przez większość zostały zaakceptowane jako część codziennego życia. Organizacja rozmawiała z 54 Koreankami i Koreańczykami, którzy uciekli z kraju w ciągu ostatnich siedmiu lat.

Koreańczycy z Północy w rozmowie z przedstawicielami HRW mówią, że kiedy osoba zajmująca wpływowe stanowisko "wybiera" kobietę, to nie może ona sprzeciwić się, tylko musi spełnić każde żądanie - niezależnie czy chodzi o seks, pieniądze, czy coś innego. Kobiety z Korei Północnej wspominają, że wśród napastników byli m.in. wysoko postawieni urzędnicy partyjni, strażnicy więzienni, policjanci, prokuratorzy i żołnierze. Z uwagi na strach, ofiary rzadko zgłaszały przypadki przemocy.

Przemoc seksualna w Korei Północnej jest częsta, nikt się nią nie zajmuje i jest powszechnie tolerowana - mówi Kenneth Roth, jeden z dyrektorów HRW. Północnokoreańskie kobiety prawdopodobnie powiedziałyby "Me too", jeśli wierzyłyby, że ich oprawcy zostaliby doprowadzeni przed oblicze sprawiedliwości. Ich głosy są jednak wyciszane przez reżim Kim Dzong Una - dodaje.

Wiele kobiet w Korei Północnej zajmuje się sprzedażą, gdyż nie są dopuszczane do wielu stanowisk w rządowych placówkach. Praca ta jest dla nich jednak niebezpieczna. Czasem strażnik rynku lub policjant kazali mi iść za nimi, do pustego pokoju obok placu czy gdzieś indziej - opowiada Oh Jung Hee, która pracowała w prowincji Ryanggang i uciekła z kraju w 2014 roku. Traktowali nas jak zabawki. Byliśmy zdane na łaskę mężczyzn - wspomina. Według niej mężczyźni nie mieli z tego powodu wyrzutów sumienia, a kobiety to zaakceptowały, ale "czasem, z niczego, zaczynasz płakać w nocy i nie wiesz dlaczego".

Yoon Mi Hwa w 2009 roku została zamknięta w specjalnym ośrodku, kiedy przyłapano ją na próbie ucieczce do Chin. Opowiada, że każdej nocy kobiety były tam gwałcone przez strażników. Był tam jeden przerażający policjant, który był znany z okrucieństwa. Każdego dnia, gdy przybywała nowa osoba, to znajdował sposób na to, by kogoś pobić. Chciał, by wszyscy wiedzieli, że jego trzeba słuchać - opowiada.

Klik, klik, klik, to najstraszniejszy dźwięk jaki w życiu słyszałem. To dźwięk przekręcających się kluczy w drzwiach do mojej celi. Każdej nocy strażnik otwierał ją. Leżałam cicho, udawałam, że niczego nie zauważyłam, miałam nadzieję, że nie każe mi iść z nim - mówi w rozmowie z HRW.

Park Young Hee z kolei opowiedziała historię, jak trafiła do aresztu lokalnej policji nieopodal miasta Musan. Przesłuchujący ją funkcjonariusz wielokrotnie ją dotykał i penetrował palcami. Wypytywał ją o relacje seksualne z Chińczykiem, któremu miała zostać sprzedana. Moje życie było w jego rękach, więc robiłam wszystko, czego chciał, mówiła wszystko, co chciał. Jak mogłam zrobić inaczej? - mówi. Wszystko w Korei Północnej może zostać uznane za nielegalne, wszystko zależy od percepcji tego, kto z tobą rozmawia - dodaje.

To jedno z wielu badań wskazujących na systemowe łamanie praw człowieka w Korei Północnej. Oprócz przemocy seksualnej, śledczy zwracają uwagę, że w kraju rządzonym przez Kim Dzong Una, od 80 tysięcy do 120 tysięcy osób jest więzionych w KRLD.

(az)