Uważamy, że nie ma na co czekać; zgadzamy się, że należy przyśpieszyć rozmowy - tak minister klimatu Michał Kurtyka mówił po kolejnej turze polsko-czeskich rozmów ws. Turowa. Zależy nam na szybkim porozumieniu - dodał minister. Na razie porozumienia jednak nie ma. Kolejna tura rozmów w środę.

Od środy rano nasze zespoły wracają do Pragi, gdzie będziemy dyskutować - poinformował po poniedziałkowej turze rozmów z Czechami minister klimatu Michał Kurtyka.

Pracami zespołów eksperckich mają kierować szefowie resortów klimatu i środowiska Polski i Czech.

Uważamy, że nie ma na co czekać; zgadzamy się, że należy przyspieszyć rozmowy - powiedział Kurtyka. Zależy nam na szybkim porozumieniu - dodał. Podkreślił, że na porozumienie czekają lokalne społeczności po obu stronach granicy. Taka jest nasza intencja, nasza determinacja i zrobimy wszystko, co będziemy mogli, żeby uzyskać porozumienie - powiedział minister klimatu.

Podobną wolę przyspieszenia negocjacji zadeklarował minister środowiska Czech Richard Brabec. Z panem ministrem uzgodniliśmy, że będziemy osobiście uczestniczyć w negocjacjach - powiedział. Podkreślił, że porozumienie potrzebne jest obydwu stronom.

Uczestniczący w rozmowach w Pradze marszałek województwa dolnośląskiego Cezary Przybylski powiedział, że strona samorządowa od samego początku mocno podkreślała, że mieszkańcy pogranicza polsko-czeskiego chcą porozumienia, bo dzięki niemu będą mogli spokojnie pracować. Zauważył, że z negocjacji żadna ze stron nie może wyjść poszkodowana. Obie strony muszą być zwycięzcami, bo robimy to dla naszych obywateli - stwierdził.

W podobnym duchu rozmowy w Pradze podsumował hejtman (marszałek) kraju (województwa) libereckiego Martin Puta. Sądzę, że dzisiaj wszyscy wokół stołu powtórzyli, że porozumienie jest korzystniejsze niż kontynuowanie sporu w Trybunale Europejskim. Korzystniejsze nie tylko dla obu państw i obu regionów, ale dla obywateli, którzy mieszkają w regionie przygranicznym - powiedział.

Polska ma płacić 500 tys. euro dziennie

Pod koniec lutego Czechy wniosły do TSUE skargę przeciwko Polsce ws. rozbudowy kopalni węgla brunatnego Turów. Razem z nią złożyły wniosek o zastosowanie tzw. środków tymczasowych, czyli o nakaz wstrzymania wydobycia. Ich zdaniem rozbudowa polskiej kopalni zagraża m.in. dostępowi do wody w regionie Liberca.

W maju Trybunał, w ramach środka zapobiegawczego, nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni do czasu wydania wyroku. TSUE stwierdził, że na pierwszy rzut oka nie można wykluczyć, iż polskie przepisy naruszają wymogi dyrektywy o ocenach oddziaływania na środowisko, a argumenty podniesione przez Czechy wydają się niepozbawione podstawy. Polski rząd w odpowiedzi ogłosił, że wydobycie nie zostanie wstrzymane i rozpoczął negocjacje ze stroną czeską. Dotychczas nie przyniosły one zakończenia sporu.

20 września TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Premier Mateusz Morawiecki oświadczył w odpowiedzi, że "nie zamierzamy wyłączyć Turowa".