Francja wprowadziła już półtora roku temu kontrowersyjne prawodawstwo przeciwko piratom internetowym. Od tego czasu hakerzy regularnie atakują francuskie władze w sieci. Nie udało im się jednak zmusić francuskiego rządu do wycofania represyjnego prawa, które - oprócz kar więzienia i wysokich grzywien - zakłada również okresowe zakazanie dostępu do internetu osobom nielegalnie ściągającym z sieci piosenki i filmy.

Ataki hakerów na rządowe strony internetowe stały się tak częste, że powoli przestają robić we Francji wrażenie. Rzadko jednak strony te pozostają zablokowane dłużej niż kilkanaście godzin. Francuskie władze podkreślają, że żarliwie popierają umowę ACTA, bo chcą, by nadsekwańskie sposoby ścigania piratów internetowych rozpowszechnione zostały w całej Unii Europejskiej.

Sytuacja może się już jednak niedługo diametralnie zmienić we Francji. Faworytem kwietniowo-majowych wyborów prezydenckich jest bowiem socjalista Francois Hollande. Zapowiada on, że jeżeli wygra, natychmiast zlikwiduje kontrowersyjną ustawę o ściganiu piratów internetowych. Tym bardziej, że okazało się ona nieskuteczna. Od czasu jej wprowadzenia nie udowodniono jeszcze winy żadnemu piratowi.

Holland obiecuje również, że nie dopuści także do ratyfikacji umowy ACTA. Sugeruje, że lepszym rozwiązaniem problemu będzie wprowadzanie tzw. "globalnej licencji". Dodatkowo mogą zostać opodatkowani dostawcy internetu, a dochody z tego podatku będą dzielone pomiędzy koncerny filmowe i płytowe. Rozważane jest też inne rozwiązanie - sami internauci mogliby płacić kilka euro miesięcznie i w zamian mieliby prawo pobierać z sieci nieograniczona liczbę piosenek i filmów.