"Trudno znaleźć w tej chwili najlepsze wyjście. Najlepsze wyjście byłoby takie, żeby czarodziejską pałeczką dotknąć regionu. To jest niemożliwe" - mówi w rozmowie z Tomaszem Skorym profesor Bogusław Zagórski prezes Towarzystwa Przy­jaźni Polsko-Arabskiej. Według niego wszyscy będą powstrzymywać się przed użyciem siły w tym kraju "tak długo, aż uznają, że już inaczej nie można". "Nie należy się spodziewać wprowadzenia wojsk lądowych - to byłaby zupełna katastrofa i dla całego regionu i dla Stanów, i dla Syrii, i dla wszystkich zainteresowanych stron" - uważa Zagórski.

Tomasz Skory: Panie profesorze, jak pan ocenia prawdopodobieństwo interwencji wspólnoty międzynarodowej, Stanów Zjednoczonych w Syrii?

Bogusław Zagórski: Wszystko zależy od tego, jakie będę wyniki dzisiejszych badań eksperckich dotyczące zastosowania lub niezastosowania gazów bojowych. Następnie również będzie bardzo istotne czy da się stwierdzić, kto tych gazów rzeczywiście użył.

Z tym drugim będzie szczególny problem, bo reżim twierdzi, że to terroryści - jak nazywa tych buntowników.

Tak, a opozycja syryjska twierdzi, że to reżim. Na zdrowy rozum i na wszelką logikę bardziej to jednak wskazuje na reżim, ale tak naprawdę do końca nie wiemy. Zdjęcia, które do tej pory publikowano, były nieprzekonujące, na co zwracali uwagę specjaliści, pomimo swego dramatyzmu przemawiającego do nieobeznanego ze sprawą widza, czytelnika. Naprawdę jeszcze nie wiem, jak sytuacja się rozwinie.

Czy chce pan powiedzieć, że wątpliwe jest użycie gazów bojowych?

Tak, zdjęcia, które były publikowane nie przemawiają za tym w stu procentach. Ciała osób zmarłych nie dają pełnego przekonania, że rzeczywiście zginęły od gazów bojowych, ale to trzeba wyjaśnić wszystko na miejscu. Na zdjęciach z czwartej ręki trudno się opierać w jakichkolwiek poważnych diagnozach.

Myśli pan, że ta diagnoza, którą poznamy w najbliższym czasie, w najbliższych godzinach będzie przesądzająca stuprocentowo?

To zobaczymy dopiero, w jaki sposób Obama będzie chciał dotrzymać swego zapewnienia o nieprzekraczaniu czerwonej linii przez reżim Baszara el-Asada. To była zapowiedź w zeszłym roku i dzisiaj wreszcie do tego dochodzimy, czy gazy były zastosowane, czy nie. Przez kogo były stosowane i w jakim stopniu Obama wobec tego dokona realizacji swojego postanowienia, swojej zapowiedzi. Obama może ruszyć na tę wojnę w - jakikolwiek sposób by się to odbywało - sam, może też wykorzystać NATO. Nie należy również oczekiwać w tym momencie jakiegokolwiek placetu ze strony Narodów Zjednoczonych, ponieważ Rosja, która cały czas zbroi reżim el-Asada, oczywiście zawetuje jakąkolwiek uchwałę w tym kierunku.

Udział całego NATO też wydaje się jeszcze nie końca przesądzony, jeśli miałoby do niego dojść, bo i kanclerz Merkel raczej wzbrania się przed używaniem tam siły.

Tak, użycie teraz siły w Syrii, w kolejnym kraju, w którym doprowadzono w ostatnich czasach do bardzo dużej destabilizacji, do wielkich nieszczęść i do wielkich strat materialnych - mówię o Libii, o Iraku, o Afganistanie - jest rzeczą, przed którą na pewno będą się wszyscy powstrzymywać, tak długo, aż uznają, że już inaczej nie można. Sytuacja jest bardzo nieprzyjemna. Tutaj nie ma w tym momencie czarno-biały obrazów. Opozycja zwalczająca Baszara el-Asada jest bardzo podzielona, a po drugie składa się bardzo często z organizacji i elementów ideologicznych, które są zupełnie nie do pogodzenia z tym, co zachód chciałbym osiągnąć po ewentualnym usunięciu Baszarowskiego reżimu.

To upoważnia Baszara el-Asada do mówienia o tym, że to wszystko są terroryści, nie żadna rewolucja ludowa?

To jest właśnie jego przesłanka, którą się broni. I w jakimś stopniu to oddziałuje. Należy też pamiętać, że bardzo duża część populacji syryjskiej jednak popiera prezydenta. To nie jest tak, że naprawdę wszyscy już go mają dosyć. Sytuacja jest bardzo złożona, zupełnie inaczej wygląda niż wyglądała w momencie najazdu na Irak Saddamowski, zupełnie inaczej wygląda niż w Libii. Naprawdę duży procent ludności popiera Baszara al-Asada i wcale nie chce żadnych zmian. Na dobre czy na złe go popiera z zastrzeżeniami, z wątpliwościami, ale uważają, że mimo wszystko stabilny reżim, nawet tak skorumpowany i tak zamordystyczny jak rodzina al-Asadów gwarantuje w miarę bezpieczny rozwój kraju, czego nie można się spodziewać po obecnej opozycji, która niczego nie gwarantuje.

Jakie byłoby, zdaniem pana, optymalne wyjście z tej powikłanej bardzo sytuacji? Gdyby się okazało, że rzeczywiście reżim użył tych gazów, no ale wprowadzenie tam ekspedycji lądowej czy choćby bombardowanie też jest ryzykowne i podnosi temperaturę w regionie, która już i tak jest dość wysoka. Co byłoby najlepsze?

Trudno znaleźć w tej chwili najlepsze wyjście. Najlepsze wyjście byłoby takie, żeby czarodziejską pałeczką dotknąć regionu. To jest niemożliwe. To są tylko i wyłącznie żarty. Jeżeliby się okazało, że dzisiaj potwierdzą się wszelkie dowody zastosowania gazów bojowych, jeżeli uda się stwierdzić, kto tych gazów naprawdę użył, bo to jest osobna kwestia i wcale nie łatwa do stwierdzenia, no to czekamy, co rzeczywiście powiedzą Stany Zjednoczone, które najbardziej się, można powiedzieć, moralnie i słowem honoru prezydenta zobowiązały do interwencji po przekroczeniu tej właśnie czerwonej linii, której Baszarowi nie wolno było przekraczać według Obamy. Mogą nastąpić, i to zresztą sami analitycy amerykańscy wspominają, jakieś wybrane uderzenia powietrzne. Nie należy się spodziewać wprowadzenia wojsk lądowych - to byłaby zupełna katastrofa i dla całego regionu i dla Stanów, i dla Syrii, i dla wszystkich zainteresowanych stron.

Czy wspólnota międzynarodowa, pańskim zdaniem, sprawdza się w tej sytuacji? To trwa już od lat przecież.

No trwa już bardzo długo wspólnota międzynarodowa... Nie ma czegoś takiego jak wspólnota międzynarodowa. Jaka może być wspólnota międzynarodowa, która grupuje kraje NATO, Rosję i Chiny, mające przecież zupełnie odrębne interesy. Wspólnota międzynarodowa zachodnia wzywa do usunięcia dyktatora, a wspólnota międzynarodowa rosyjska zbroi go cały czas. W jaki sposób wspólnota międzynarodowa mogłaby się tutaj wobec tego sprawdzić lub nie sprawdzić? Reprezentowana przez ONZ w gruncie rzeczy nic nie robi, bo jest zablokowana. Nie może nic zrobić. Jedyny organ, który może coś zrobić to byłoby NATO, gdyby rzeczywiście doszło do jakiejś jednomyślności, przynajmniej relatywnej, zbliżonej. W tej chwili też trudno tego oczekiwać i czy same Stany Zjednoczone zdecydują się użyć broni poza jakimikolwiek strukturami międzynarodowymi indywidualnie, to jest duże pytanie.