Szef syryjskiej dyplomacji Walid el-Mualim kategorycznie odrzucił tezę, że to rząd w Damaszku użył broni chemicznej do przeprowadzenia we wtorek ataku w kontrolowanej przez rebeliantów prowincji Idlib na północnym zachodzie kraju.

Szef syryjskiej dyplomacji Walid el-Mualim kategorycznie odrzucił tezę, że to rząd w Damaszku użył broni chemicznej do przeprowadzenia we wtorek ataku w kontrolowanej przez rebeliantów prowincji Idlib na północnym zachodzie kraju.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w ataku chemicznym na miejscowość Chan Szajchun w prowincji Idlib zginęło 86 osób, w tym 30 dzieci //IDLIB MEDIA CENTER /PAP/EPA

Mualim zapewnił dziennikarzy na konferencji prasowej w Damaszku, że "armia syryjska nigdy nie wykorzystała broni chemicznej i nie sięgnie po broń chemiczną przeciwko Syryjczykom, przeciwko naszym dzieciom czy nawet przeciwko terrorystom, którzy nas zabijali".

Syria twierdzi, że przeprowadziła nalot na magazyn, w którym ugrupowanie Front al-Nusra (dawniej powiązane z Al-Kaidą) składowało broń chemiczną. Szef dyplomacji powtórzył tę tezę, która jest popierana oficjalnie przez Rosję. Wersję tę odrzuca Waszyngton jako niewiarygodną.

Mualim potępił "chór oskarżeń" wobec Syrii, który - w jego opinii - zapoczątkowały kraje znane ze swej wrogości wobec władz w Damaszku. Wyraził zdanie, że głównym beneficjentem tych niesłusznych oskarżeń jest Izrael.

Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w ataku chemicznym na miejscowość Chan Szajchun w prowincji Idlib zginęło 86 osób, w tym 30 dzieci. Syryjska opozycja i wiele państw zachodnich a także Turcja winą za atak obarcza reżim prezydenta Asada.

(mpw)