​Syryjskie media państwowe podały w nocy o ataku rakietowym na ich bazy lotnicze. Nieoficjalnie mówiło się o tym, że dokonało tego izraelskie lotnictwo. Jak informuje jednak niemiecka agencja dpa, to fałszywy alarm spowodował uruchomienie syryjskiego systemu obrony przeciwlotniczej.

Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka silne eksplozje słychać było w pobliżu bazy lotniczej Szajrat w prowincji Hims w środkowej części kraju oraz w okolicy Damaszku, gdzie znajdują się dwie inne bazy syryjskich sił powietrznych.

Syryjska agencja prasowa SANA podała, że obrona przeciwlotnicza przechwyciła wiele rakiet.

Władze w Damaszku określiły ataki jako "agresję", nie sprecyzowały jednak, kto zaatakował cele wojskowe w Syrii. Pojawiły się jednak nieoficjalne informacje, że ataków dokonało izraelskie lotnictwo. Nic nie wiem o takim zdarzeniu - skomentował te doniesienia rzecznik izraelskiej armii.

Stany Zjednoczone nie prowadzą w tej chwili żadnych działań zbrojnych w tym regionie - oświadczył z kolei rzecznik Pentagonu.

Jak informuje niemiecka agencja dpa - powołując się na syryjskie koła wojskowe - eksplozje to najprawdopodobniej rezultat fałszywego alarmu, który uruchomił syryjski system obrony przeciwlotniczej.

Przypomnijmy, że przed rokiem siły USA zaatakowały bazę Szajrat w reakcji na atak chemiczny w miejscowości Chan Szajchun, za który według ekspertów ONZ odpowiedzialny był rząd prezydenta Baszara al-Assada.

W sobotę połączone siły Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji przeprowadziły serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej 7 kwietnia w Dumie pod Damaszkiem.

O atak chemiczny kraje Zachodu oskarżają syryjski reżim. Celem bombardowań był wojskowy ośrodek naukowo-badawczy w Damaszku, zajmujący się technologią broni chemicznej, oraz składy znajdujące się na zachód od miasta Hims.

(az)