"Przetrzymywali go w ciemnej piwnicy. Na początku bez jedzenia, później trochę tego jedzenia dostawał. Nie było to SPA" - mówi RMF FM matka Marcina Sudera, polskiego fotoreportera porwanego w lipcu w Syrii, któremu udało się uciec z niewoli. Podkreśla, że jej syn czuje się dobrze. "Psychicznie też jest w porządku" - dodaje.

Krystyna Jarosz mówi, że na razie bliscy nie rozmawiali z Marcinem Suderem szerzej o tym, co go spotkało. Na razie nie prowadziliśmy rozmów, nie ciągnęliśmy tematu. Człowiek jest trochę w szoku, jakby na to nie patrzeć. Ja sama jeszcze się jąkam, bo nie mogę się przyzwyczaić do tej myśli, po tym, co przeżyłam (...) Na razie cieszymy się tym, że jest - podkreśla.

O tym, że syn jest wolny, Krystyna Jarosz dowiedziała się z MSZ-etu. Jak mówi, już wczoraj Marcin Suder był w domu z rodziną. Najważniejsze, że psychicznie jest w porządku. Fizycznie również, oprócz tego, że jest wychudzony i, powiedzmy, gdzieś tam jakieś ślady na ciele zostały. Ale naprawdę nie wygląda najgorzej - opowiada. To silne dziecko, świetny chłopak. Wytrzyma pewnie wszystko - uśmiecha się.

Ujawnia, że jej syna przetrzymywano w ciemnej piwnicy, na początku bez jedzenia. Potem trochę tego jedzonka dostawał. To nie było SPA, tak powiem. Swoje przeżył. Myślę po tej krótkiej rozmowie wczoraj, że widać, że wraca do niego koszmar tego, co jest za nim - podsumowuje.

(edbie)