"Użycie broni chemicznej w Syrii nie może pozostać bez odpowiedzi" - powiedział w Houston w stanie Teksas wiceprezydent USA Joe Biden. "Każdego, kto stosuje broń chemiczną przeciwko bezbronnym kobietom i dzieciom, powinny, a nawet muszą spotkać działania odwetowe" - podkreślił.

Biden podkreślił, że tego samego zdania jest także prezydent Barack Obama.

Wiceprezydent powiedział, że nie ma żadnych wątpliwości, że to reżim prezydenta Baszara el-Asada jest odpowiedzialny za "niegodziwe" użycie broni chemicznej w Syrii. USA są pewne, że tylko syryjska armia dysponuje taką bronią i że w przeszłości już wielokrotnie ją stosowała.

Za interwencją - Londyn i Paryż. Przeciwne są Niemcy

Odpowiedź na użycie broni chemicznej przez reżim Baszara el-Asada szykują już  Paryż i Londyn. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron już rozmawiał na temat Syrii z amerykańskim prezydentem Barackiem Obamą.

Brytyjskie media spekulują, że do ataku może dojść w ciągu następnych 10 dni. Miałyby w nim wziąć udział okręty marynarki wojennej wyposażone w pociski precyzyjnego naprowadzania.

Francuskie media przypuszczają natomiast, że w ewentualnych atakach na syryjski reżim przeprowadzonych z "chirurgiczną precyzją" i bez zielonego światła Rady Bezpieczeństwa ONZ mogą wziąć udział francuskie samoloty bojowe. Jedyną opcją, która Francja wyklucza, to brak reakcji - oświadczył w wywiadzie dla francuskiej sieci radiowej Europe 1 szef francuskiego MSZ. Laurent Fabius oskarżył Baszara el-Asada o "pomiatanie ludzkim życiem". Szef nadsekwańskiej dyplomacji zasugerował jednak, że sytuacja jest skomplikowana, bo nie należy dopuścić do przejęcia władzy w Damaszku przez muzułmańskich fundamentalistów powiązanych z organizacjami terrorystycznymi.

Wiadomo już także, że akcji militarnej w Syrii nie wesprą Niemcy. Rzecznik niemieckiego rządu powiedział, że udział Bundeswehry w ewentualnej akcji w Syrii nie wchodzi w grę. Teraz potwierdził to Dirk Niebel, minister rozwoju.