Stany Zjednoczone są przekonane, że to Rosja jest odpowiedzialna za poniedziałkowe naloty na konwój z pomocą humanitarną koło Aleppo w Syrii - poinformował Biały Dom, określając ataki z powietrza "olbrzymią tragedią humanitarną". USA powołują się przy tym na dane wywiadowcze i zeznania świadków - w rejonie ataku miały operować rosyjskie samoloty. Żywność, lekarstwa i sprzęt ułatwiający przetrwanie w trudnych warunkach miały dotrzeć do 78 tysięcy ludzi. W nalotach zniszczonych zostało 18 z 31 ciężarówek.

Ben Rhodes, zastępca doradcy Baracka Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego, oświadczył, że za atak mógł odpowiadać albo reżim prezydenta Syrii Baszara el-Assada, albo rosyjski rząd. Naszym zdaniem odpowiedzialność ponosi Rosja - dodał.

Zapewnił, że Stanom Zjednoczonym zależy na utrzymaniu zawieszenia broni w Syrii, ale niepokoi je brak oznak dobrej woli ze strony Rosji w tym zakresie.

Rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych skrytykowało już Waszyngton za oskarżenia o dokonanie nalotów. Rzeczniczka tego resortu Maria Zacharowa podkreśliła, że USA nie "mają żadnych dowodów" na to, że to rosyjskie siły powietrzne ponoszą odpowiedzialność za atak. Nie mamy z tym nic wspólnego - stwierdziła.

MSZ Rosji już wcześniej zaprzeczał, jakoby jego lotnictwo brało udział w nalotach na konwój. W opublikowanym we wtorek oświadczeniu "z całą mocą" oznajmiono, że ani rosyjskie, ani syryjskie lotnictwo nie przeprowadziło tych ataków.

Naloty miały miejsce w poniedziałek wieczorem. Jak informował rzecznik ONZ Stephane Dujarric, ostrzelanych z powierza zostało 18 ciężarówek, jadących w konwoju z pomocą humanitarną ONZ i Syryjskiego Arabskiego Czerwonego Półksiężyca (SARC) dla prowincji Aleppo. Dzień później ONZ zmieniła opis ataku, twierdząc, że nie jest w stanie ustalić, czy rzeczywiście był to nalot.

Zginęło około 20 osób.

W następstwie ataku ONZ zawiesiła wszystkie konwoje z pomocą humanitarną dla Syrii, a Czerwony Krzyż - pomoc dla czterech miast do czasu, gdy jego pracownikom zostanie zapewnione bezpieczeństwo.


(edbie)