Tego procesu nie da już się zatrzymać, Rosjanie muszą odtajnić resztę dokumentów katyńskiego śledztwa - twierdzi sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Według Andrzeja Kunerta przekazanie przez prezydenta Rosji 67 tomów akt katyńskich marszałkowi Bronisławowi Komorowskiemu, to przełomowy gest. I nie ma znaczenia, czy te materiały były jawne, czy znali je historycy.

Zobacz również:

Historyk Andrzej Kunert uważa, że przekazanie przez prezydenta Miedwiediewa części akt w sprawie Katynia to bardzo ważny krok. Wydaje się, że ta decyzja - niezależnie, czy to są tomy jawne, czy nie - to kolejny krok w niesłychanie pożądanym przez stronę polską kierunku - zaznaczył. A kierunek może być tylko jeden - odtajnienie - podkreślił. I to jest krok, który jest przed nami i należy mieć nadzieję, że nastąpi on rychło.

Przypomniał, że śledztwo katyńskie toczyło się 15 lat i zakończyło umorzeniem, którego uzasadnienie nadal pozostaje tajne. Wszystko wskazuje, że to umorzenie było wynikiem uznania przez rosyjską naczelną prokuraturę wojskową tej zbrodni, ani za zbrodnię wojenną, ani przeciwko ludzkości, tylko za zbrodnię o charakterze kryminalnym. Prawdopodobnie użyto tam jakiegoś sformułowania niedopuszczalnego dla strony polskiej, zwłaszcza z punktu widzenia prawdy historycznej. Możliwe, że tam się mówi o jakimś przekroczeniu uprawnień. Dlatego, niezależnie co jest w uzasadnieniu, to kwalifikacja prawna nie do przyjęcia dla nas - zaznaczył Kunert.

Andrzej Kunert przypomniał, że film "Katyń" obejrzało ostatnio 28 milionów Rosjan, że dokumenty katyńskie zamieszczone na stronach internetowych rosyjskich archiwów tylko pierwszego dnia przeczytało 2,5 miliona internautów. Wielu Rosjan właśnie dowiaduje się o zbrodni katyńskiej, a dzieje się to w zawrotnym tempie - dodał.

W przekazanych aktach najpewniej nie ma niczego nowego

Otrzymaliśmy 67 tomów akt śledztwa, a tyle właśnie tomów postępowania było jawnych. Ponadto 67 tomów dokumentów katyńskich prokuratorom IPN pięć lat temu udostępniono w Moskwie - zauważa Sławomir Kalbarczyk historyk Instytutu Pamięci Narodowej, który zajmuje się katyńskim mordem.

Kalbarczyk zaznacza, że nie może tego oczywiście powiedzieć z całą odpowiedzialnością, bo nie widział akt, ale przypomina, że pięć lat temu widział już odtajnione 67 tomów dokumentów. I prawdopodobnie wśród przekazanych akt nie ma niczego nowego.

Ten gest nie posuwa naszej wiedzy

To "bez wątpienia ładny gest", ale nie posuwający naszej wiedzy - zaznacza z kolei prof. Wojciech Materski, członek Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych. Przekazane przez prezydenta Miedwiediewa akta dotyczące Katynia były już wcześniej znane i jawne - podkreśla.

Kontaktowałem się z Moskwą i wiem, że przekazane zostały kserokopie, i że data uwierzytelnienia, która na nich figuruje, to 30 kwietnia 2010 roku, czyli zostały uwierzytelnione specjalnie na tę wizytę. Zbieżność jest bardzo znaczna z tymi aktami, które do tej pory poznaliśmy, czyli z 67 aktami procesu. 112 nadal pozostaje nieznanych; domagaliśmy się właśnie ich odtajnienia i przekazania nam - powiedział prof. Materski.

W jego ocenie, dostaliśmy akta, które nie były utajnione i w tej czy innej formie były już znane. Jako całość oczywiście przekazany zbiór jest bardzo ważny, bo wcześniej dostęp do tych akt był tylko na zasadzie zrobienia wypisów, a teraz mamy komplet kserokopii całości, natomiast nie posuwa to naszej wiedzy o śledztwie rosyjskim, ani o powodach jego utajnienia, ani o innych ważnych materiałach - podkreślił historyk.

Jak zaznaczył, strona polska czeka na odtajnienie pozostałych akt, przede wszystkim uzasadnienia wyroku o umorzeniu śledztwa, który - w opinii Materskiego - był z naszego punktu widzenia skandaliczny.

Te akta mogą mieć wpływ na świadomość Rosjan

Jerzy Pomianowski z Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych nie wyklucza z kolei, że w przekazanych aktach są nowe materiały. Dokumenty te to zapewne oryginały, których kopie dawno były znane; ale niewykluczone, że są wśród nich nowe dokumenty dotyczące szczegółów operacji stalinowskiej, która już została przez rosyjskich przywódców ujawniona i nazwana po imieniu zbrodnią, a przez prezydenta Miedwiediewa - zbrodnią Stalina - mówił Pomianowski.

Jego zdaniem, jeżeli te dokumenty będą miały przede wszystkim duży wpływ na świadomość i postępowania obywateli Rosji. Byli oni karmieni kłamstwami przez dziesięciolecia i teraz mają szansę dowiedzieć się o rzeczach, które muszą w sposób coraz głębszy wpływać na ich pojęcie nie tylko o stalinowskiej przeszłości i jej długo ukrywanych przed nimi zbrodniach. Co najważniejsze, mogą też dowiedzieć się czegoś o konsekwencjach ustroju, w którym na postępki władzy żadnego wpływu nie mieli prości obywatele. To może w przyszłości stać się dla nich nauką do praktykowania demokracji - zaznaczył Pomianowski.

RMF FM/PAP