W momencie katastrofy Airbusa A320 we francuskich Alpach w kokpicie był tylko drugi pilot. Wcześniej świadomie odmówił otwarcia kapitanowi drzwi do kokpitu i rozpoczął obniżanie lotu. Wydaje się, że za katastrofą kryje się wola zniszczenia samolotu - taką wersję wydarzeń francuska prokuratura uznaje w tej chwili za najbardziej prawdopodobną.

Przedstawiciel francuskich śledczych, którzy zbadali nagrania z rejestratora dźwięków w kokpicie, potwierdził na konferencji prasowej wcześniejsze doniesienia o tym, że w momencie katastrofy w kabinie był tylko jeden pilot. Uściślił również, że wcześniej opuścił ją kapitan maszyny, który udał się do toalety.

Po tym, jak w kokpicie został tylko drugi pilot, manipulowano przyciskiem, który spowodował obniżenie lotu. Jak zaznaczył prokurator Brice Robin, uruchomienie tego mechanizmu może być wyłącznie świadome i intencjonalne. 

"Ich śmierć była natychmiastowa"

Z nagrania zarejestrowanego przez czarną skrzynkę airbusa wynika także, że pasażerowie dopiero w ostatniej chwili zorientowali się, że za chwilę dojdzie do katastrofy, bo ich krzyki rozległy się tuż przed rozbiciem się maszyny.

Ich śmierć była natychmiastowa - powiedział prokurator.

Brice Robin podał również, że wydaje się, że drugi pilot świadomie odmówił wpuszczenia kapitana z powrotem do kokpitu. Dodał także, że w ostatnich 10 minutach nagrania w kabinie nie pada żadne słowo. Słychać natomiast westchnienie i "normalny oddech" drugiego pilota, które dowodzą, że był on przytomny. Wydaje się, że drugi pilot wykorzystał nieobecność kapitana - powiedział Robin. Według prokuratora drugi pilot był przytomny aż do chwili uderzenia samolotu o ziemię, a wcześniej sam rozpoczął manewr obniżania wysokości.

Z oświadczenia prokuratora wynika ponadto, że czarna skrzynka zarejestrowała również odgłos dobijania się do drzwi pierwszego pilota. Najpierw słychać lekkie pukanie do drzwi, potem staje się ono coraz mocniejsze, ale pozostaje bez odpowiedzi. Do końca nie ma odpowiedzi. Potem można usłyszeć jak (pierwszy pilot - red.) usiłuje wyważyć drzwi - mówił prokurator.

Jak stwierdził Brice Robin, w tym momencie za najbardziej prawdopodobną uważana jest wersja, w której za katastrofą kryje się "wola zniszczenia samolotu". Sprecyzował jednak, że "nie ma podstaw, by katastrofę samolotu Germanwings uznać za akt terroryzmu".

Wyjaśnił również, że drugi pilot był obywatelem Niemiec. Nazywał się Andreas Lubitz i nie znajdował się na liście poszukiwanych terrorystów.

Lubitz nie był doświadczony. Ukończył kurs pilotażu w szkole Lufthansy w Bremie. W firmie pracował 1,5 roku, od września 2013 roku. Wylatanych miał 630 godzin, z czego tylko 100 na airbusie.

Prokurator Robin pytany przez dziennikarzy na konferencji prasowej, czy według niego mogło to być samobójstwo, odpowiedział: Ludzie, którzy popełniają samobójstwo zwykle robią to samotnie.... nie nazywam tego samobójstwem".

Zginęło 150 osób

Informację o tym, że jeden z pilotów opuścił kabinę niedługo przed katastrofą, podał dzisiaj amerykański dziennik "New York Post", cytując relację śledczego, który zastrzegł sobie anonimowość. 

Francuskim śledczym, badającym przyczyny katastrofy, udało się odzyskać część danych z odnalezionej czarnej skrzynki. Urządzenie CVR, czyli Cockpit Voice Recorder, zapisuje wszystkie dźwięki z czterech mikrofonów w kokpicie - rozmowy pilotów między sobą oraz z wieżą kontroli lotów, a także wszystkie inne dźwięki i alarmy, które rozlegają się kabinie. Wciąż trwa natomiast poszukiwanie drugiej czarnej skrzynki maszyny, czyli rejestratora parametrów lotu (urządzenie FDR, Flight Data Recorder). W środę znaleziono jego obudowę, ale bez zawartości. Dopiero zestawienie danych z obu rejestratorów pozwoli śledczym ocenić, czy obecne szokujące ustalenia są prawdziwe.

Airbus A320 wystartował we wtorek przed godziną 10 z Barcelony i leciał do Duesseldorfu w Niemczech. Rozbił się w miejscowości Meolans-Revel w Alpach francuskich. Na pokładzie było 144 pasażerów i 6 członków załogi, nikt nie przeżył. Większość ofiar stanowią Niemcy i Hiszpanie, ale wśród zabitych są obywatele w sumie osiemnastu krajów. Na liście nie ma Polaków - jak donosi Adam Górczewski, kilkumiesięczne dziecko związane przez rodzica z naszym krajem miało kilka obywatelstw i zostało zapisane jako Brytyjczyk.