Dużą ilość leków psychotropowych znalazła niemiecka policja w czasie rewizji w mieszkaniu Andreasa Lubitza w Duesseldorfie. Tak przynajmniej twierdzi dziennik "Welt am Sonntag", według którego ten pilot - podejrzewany o celowe rozbicie airbusa linii Germanwings we francuskich Alpach - leczony był przez wielu neurologów i psychiatrów.

Niemiecka policja nie potwierdziła na razie oficjalnie tych informacji. Ich skomentowania odmówiła też prokuratura w Marsylii, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy. Według "Welt am Sonntag" Lubitz cierpiał na "chorobliwy stres i głęboką depresję".

Prokuratura w Marsylii odmówiła również skomentowania doniesień amerykańskich i niemieckich mediów o tym, że Andreas Lubitz miał problemy ze wzrokiem. Francuska żandarmeria sugeruje, że za najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy uważane są możliwe dolegliwości psychiczne tego niemieckiego pilota, ale potwierdzić będzie to można dopiero po odnalezieniu drugiej czarnej skrzynki rozbitego airbusa.

Również w sobotę niemiecki dziennik "Bild" opublikował nowe, szokujące informacje ws. Andreasa Lubitza. Jak twierdzi była przyjaciółka pilota, Lubitz zapowiadał, że zrobi coś, przez co jego nazwisko będzie znane na całym świecie. Skarżył się również, że nigdy nie zostanie kapitanem, bo cierpi na dolegliwości psychiczne.

26-letnia stewardessa, cytowana przez "Bilda", twierdzi, że młody pilot miał też tzw. czarne myśli. Zapowiadał, że zrobi coś, co "zmieni cały system". Nawiązywał w rozmowach do katastrof lotniczych. W czasie dyskusji często krzyczał. Nocami budził się przerażony, krzycząc: "spadamy!".

Już wcześniej pojawiły się informacje, że Lubitz od dłuższego czasu leczył się u neurologa i psychiatry z Nadrenii. Z powodu depresji miał być kilkukrotnie leczony w klinice w Duesseldorfie.

Pojawił się także drugi wątek, dotyczący zawodu miłosnego Lubitza - mężczyzna miał przeżyć poważny kryzys w relacjach z przyjaciółką.

28-letni Andreas Lubitz nie był doświadczonym pilotem. Ukończył kurs pilotażu w szkole Lufthansy w Bremie. W firmie pracował półtora roku, od września 2013. Miał 630 wylatanych godzin, z czego tylko 100 na airbusie.

W to, że Lubitz doprowadził do katastrofy samolotu, nie wierzy jeden z jego przyjaciół, Peter Ruecker. Latanie było jego marzeniem. Był bardzo spokojnym, dokładnym młodym mężczyzną. Był zadowolony ze swojej pracy. Udało mu się spełnić marzenie - od pilota amatora do profesjonalisty - podkreśla Ruecker.

W 2013 roku Lubitz został wyróżniony przez Federalną Administrację ds. Lotnictwa za swoje niezwykłe zdolności w pilotowaniu samolotów.

Był fanatykiem fitnessu, codziennie rano i wieczorem biegał, często można go było spotkać, jak wracał ze sklepów sportowych z torbami pełnymi odżywek dla sportowców- relacjonuje natomiast inny znajomy pilota. Mieszkańcy jego rodzinnej miejscowości Montabaur twierdzą, że nic nie wskazywało na to, by Lubitz cierpiał na depresję.

Z nagrania zarejestrowanego przez czarną skrzynkę airbusa wynika, że w momencie katastrofy Lubitz był sam w kokpicie. Kabinę wcześniej opuścił kapitan maszyny, który udał się do toalety. Gdy chciał wrócić, drzwi były zablokowane.

Niemiecki "Bild" twierdzi, że kapitan tuż przed katastrofą próbował jeszcze toporkiem sforsować drzwi do kabiny. Po tym, jak w kokpicie został tylko drugi pilot, manipulowano przyciskiem, który spowodował obniżenie lotu. Jak zaznaczył francuski prokurator Brice Robin, uruchomienie tego mechanizmu może być wyłącznie świadome i intencjonalne.

W katastrofie Airbusa A320 zginęło 150 osób.

(abs)