Źródła w Paryżu potwierdzają sensacyjne doniesienia "New York Timesa" nt. katastrofy Airbusa A320. Z nagrań rejestratora rozmów z kokpitu wynika, że jeden z pilotów wyszedł z kabiny i przed katastrofą nie zdołał już do niej wrócić. Jak twierdzi wielu francuskich ekspertów, według dostępnych informacji wszystko wskazuje na to, że samolot zaczął szybko tracić wysokość zaraz po wyjściu pilota z kokpitu.

"NYT" cytuje relację śledczego, który zastrzegł sobie anonimowość. Mężczyzna puka lekko do drzwi i nie ma odpowiedzi. Następnie silniej uderza w drzwi i dalej nie ma żadnej odpowiedzi. Odpowiedź nigdy nie nadchodzi - powiedział gazecie śledczy. Dodał, że "słychać, jak (mężczyzna) stara się wyważyć drzwi".

Nie wiemy jeszcze, dlaczego jeden (z pilotów) wyszedł z kabiny, ale pewne jest, że pod sam koniec lotu drugi pilot jest sam i nie otwiera drzwi - podkreślił.

"NYT" komentuje, że dane z rejestratora rozmów w kabinie jedynie "pogłębiają tajemnicę wokół katastrofy i nie wskazują na stan lub działanie pilota, który pozostał w kabinie".

Samobójstwo? Utrata przytomności?

Jak donosi korespondent RMF FM Marek Gładysz, o to, co mogło wydarzyć się w kokpicie, spierają się paryscy specjaliści. Jedni twierdzą, że pilot, który został w kabinie, mógł np. stracić przytomność i dlatego nie był w stanie otworzyć wracającemu koledze drzwi, które były elektronicznie zablokowane od środka. Inni jednak coraz częściej sugerują, że mógł po prostu nie chcieć go wpuścić. Według nich, może chodzić o chęć popełnienia samobójstwa lub samobójczy atak terrorystyczny.

Niemiecka telewizja ARD zaznacza, powołując się na informacje od stewardessy, że piloci mają awaryjny kod, którym mogą otworzyć drzwi do kabiny - pod warunkiem, że nie została ona dodatkowo mechanicznie zamknięta od środka.

AFP: Drugi pilot pracował w Germanwings od półtora roku. Czy to on został w kokpicie?

Spekulacje podsyciły doniesienia agencji AFP, która podała, że drugi pilot - ten, który według agencji został w kabinie - pracował w Germanwings dopiero półtora roku - od września 2013. W związku z tym pojawiły się pytania, czy jego krótki staż nie miał związku z wypadkiem.

Zupełnie inną wersję przedstawił natomiast francuski dziennik "Le Monde". Według gazety, w kokpicie pozostał kapitan samolotu - doświadczony pilot, który miał wylatanych 6000 godzin, a w Lufthansie i Germanwings pracował od 10 lat.

Niemieckie media przypominają również krążące od lat doniesienia o możliwych podtruciach w kabinie pilotów - powietrze w kokpicie jest bowiem odcięte od pokładu, za to połączone z częścią maszynową, co w przypadku awarii może prowadzić do sytuacji, kiedy do kabiny przenikają chemikalia.

Doniesienia "NYT" stały się tematem nr 1 również w amerykańskich mediach. To stawia pytanie, dlaczego w kokpicie znajdowała się tylko jedna osoba. Jeżeli jeden z pilotów wychodzi, ktoś z załogi musi wejść do kokpitu, by były tam dwie osoby, by zapobiegać takim sytuacjom jak ta - podkreślał Richard Quest, analityk lotniczy CNN. Istnienie takiej procedury potwierdził niemiecki związek zawodowy pilotów Cockpit.

Piloci nie lubili tej maszyny

Airbus A320 to ceniona i bezpieczna maszyna, ale egzemplarz, który rozbił się w Alpach, był nielubiany przez pilotów. Tak przynajmniej twierdzi pilot, do którego dotarł portal "Der Westen". Maszyna często bywała uziemiana z powodu drobnych, ale jednak usterek. Również w ostatni poniedziałek - dzień przed katastrofą - miała opóźnienie, bo sprawdzana była jedna z klap samolotu.

Wciąż szukają drugiej czarnej skrzynki

Francuskim śledczym, badającym przyczyny katastrofy, udało się odzyskać część danych z odnalezionej czarnej skrzynki. Urządzenie CVR, czyli Cockpit Voice Recorder, zapisuje wszystkie dźwięki z czterech mikrofonów w kokpicie - rozmowy pilotów między sobą oraz z wieżą kontroli lotów, a także wszystkie inne dźwięki i alarmy, które rozlegają się kabinie. Wciąż trwa natomiast poszukiwanie drugiej czarnej skrzynki maszyny, czyli rejestratora parametrów lotu (urządzenie FDR, Flight Data Recorder). W środę znaleziono jego obudowę, ale bez zawartości.

Komisja ds. katastrof lotniczych (BEA) zastrzegła, że jest za wcześnie, by mówić o przyczynach wypadku, w którym zginęło 150 osób. Szef BEA podkreślił, że śledczy nie wykluczają żadnej hipotezy. Zaznaczył jednak, że Airbus A320 nie eksplodował w powietrzu i "leciał aż do końca". Jak poinformował, maszyna rozbiła się o zbocze góry, gdy znajdowała się na wysokości 6 tysięcy stóp, czyli 1820 metrów.

Airbus wystartował we wtorek przed godziną 10 z Barcelony i leciał do Duesseldorfu w Niemczech. Rozbił się w miejscowości Meolans-Revel w Alpach francuskich. Nikt nie przeżył katastrofy. Większość ofiar stanowią Niemcy i Hiszpanie, ale wśród zabitych są obywatele w sumie osiemnastu krajów. Na liście nie ma Polaków - jak donosi Adam Górczewski, kilkumiesięczne dziecko związane przez rodzica z naszym krajem miało kilka obywatelstw i zostało zapisane jako Brytyjczyk.