Dzięki medalowi Dawida Kubackiego Polska utrzymała medalową passę. Z każdych zimowych igrzysk olimpijskich rozegranych w XXI wieku wracamy z medalowym dorobkiem. Tym razem był on jednak wyjątkowo skromny.

Choć jeszcze kilka tygodni temu zapewne nie wszyscy wierzyli w takie rozstrzygnięcie, to właśnie mimo problemów skoczkowie narciarscy dali nam najwięcej powodów do radości podczas tych igrzysk.

Kubacki jedynym polskim medalistą tych igrzysk

Dawida Kubackiego, mimo całej sympatii i licznych dokonań, nie sposób było traktować jak poważnego kandydata do olimpijskiego podium. Udało mu się jednak zapisać w historii polskiego sportu jako kolejny medalista igrzysk. Zasadne jest pytanie, czy za cztery lata będziemy jeszcze mieli medale na skoczni?

Stoch wrócił do domu bez medalu, ale potwierdził po raz kolejny niezwykłe umiejętności i sportową klasę. Do spełnienia kolejnych marzeń zabrakło tak niewiele... W konkursie na skoczni normalnej był 6. Na dużej - 4. W obu przypadkach na półmetku rywalizacji był w czołowej trójce, ale finałowe skoki były nieco słabsze. Olimpijski bilans skoczków uzupełniają 6. miejsca w drużynie oraz drużynie mieszanej.

0,03 sekundy od medalu

Skoro medalowy sukces mieliśmy tylko jeden, to trzeba docenić tych, którzy byli blisko podium albo dali nam wyniki nienotowane w polskim sporcie od dawna.

Na pewno reprezentantem Polski z największymi sukcesami olimpijskimi jest Piotr Michalski. Łyżwiarz szybki na torze w Pekinie był niesamowity! Dwukrotnie od podium dzieliły go ułamki sekund. Na 500m. był 5., ale od medalu dzieliły go 0,03 s.

O ile na tym sprinterskim dystansie liczyliśmy na miejsce w czołówce, to już na 1000 metrów oczekiwania były trochę mniejsze. Piotr Michalski był jednak 4., a od upragnionego medalu dzieliły go ponownie ułamek sekundy - tym razem 0,08. Niesamowita historia i wielka forma naszego panczenisty.

Najlepszy występ polskiej alpejki od 38 lat

Ósme miejsce Maryny Gąsienicy-Daniel w slalomie gigancie może pozostawiać niewielki niedosyt, bo wiemy, że stać ją na więcej. Sama zawodniczka po tym starcie opowiadała o kłopotach zdrowotnych.

Z tego powodu zabrakło czasu na odpowiednie przygotowanie nart. Kiedy udało się to zrobić przed drugim przejazdem, było dużo lepiej. To potwierdza jej ogromny potencjał, a przecież to i tak był najlepszy występ polskiej alpejki na igrzyskach od... Sarajewa w 1984 roku.

Polka postawiła się Czeszce

Warto zwrócić uwagę na niedocenianych chyba u nas snowboardzistów. Aleksandra Król walczyła o medal w slalomie gigancie równoległym. W ćwierćfinale na jej drodze znalazła się jednak niesamowita Czeszka Ester Ledecka, która w wielkim stylu zdobyła złoto.

Nawet czescy dziennikarze podkreślali, że Polka postawiła się Ledeckiej. Kto wie, jak mogłoby się to skończyć, gdyby inaczej ułożyła się drabinka tej rywalizacji. Finał jednak jest taki, a nie inny - medalu nie mamy.

W tej samej konkurencji bardzo dobre wrażenie zostawił po sobie Oskar Kwiatkowski, mimo iż także odpadł w ćwierćfinale. Szkoda, że w innych snowboardowych konkurencjach zabrakło biało-czerwonych.

Trzeba docenić wynik

Wypada docenić postępy jakie robi systematycznie Izabela Marcisz. Młoda biegaczka narciarska potwierdziła umiejętności, zajmując 16. miejsce w biegu łączonym. Biorąc pod uwagę wiek zawodniczki (w maju będzie miała 22 lata) trzeba docenić jej rezultat.

Marcisz niewątpliwie ma talent i może go rozwijać w kolejnych latach. Pokazała to także w kończącym igrzyska biegu na 30 km - była 21.

Szansa na rozwój saneczkarstwa

Rozwijać chcieliby się na pewno nasi saneczkarze. Duet Wojciech Chmielewski i Jakub Kowalewski zajął 9. lokatę na igrzyskach, choć do czołówki równać się nie może. Ani jeśli chodzi o możliwości treningu ani jeśli chodzi o sprzęt.

W sztafecie saneczkarskiej Polska była 8, co daje szanse na rozwój. Zamiast tego jest jednak obawa o to, czy nasze sanki nie skończą finalnie jak bobsleje. Polskich osad na igrzyskach przecież nie oglądaliśmy.

Porażka organizacyjna

Na koniec jeszcze kilka słów o Natalii Maliszewskiej, która ma za sobą niezwykle trudny czas. "Co by było gdyby?" - to pytanie będziemy sobie zadawać, bo "epopeja" związana z testami na Covid-19 nie pozwoliła Polce na start w jej koronnej konkurencji czyli na 500 metrów w short-tracku.

Maliszewska to jedyna nasza zimowa sportsmentka, oprócz skoczków narciarskich, która była w stanie odnosić tyle sukcesów w Pucharach Świata i imprezach mistrzowskich.

Być może nie byłoby miejsca na podium, ale pozbawienie Polki możliwości startu to z naszego punktu widzenia największa porażka organizacyjna pekińskich igrzysk.

Opracowanie: