Australijscy sportowcy nie będą najlepiej wspominać pobytu w wiosce olimpijskiej w Rio de Janeiro. Najpierw narzekali na fatalne warunki mieszkaniowe, później w piwnicy ich budynku wybuchł pożar, a w poniedziałek okazało się, że zostali okradzeni w pokojach.

Australijscy sportowcy nie będą najlepiej wspominać pobytu w wiosce olimpijskiej w Rio de Janeiro. Najpierw narzekali na fatalne warunki mieszkaniowe, później w piwnicy ich budynku wybuchł pożar, a w poniedziałek okazało się, że zostali okradzeni w pokojach.
Rio 2016 /PAP/EPA/LUKAS COCH /PAP/EPA

Do włamania doszło właśnie w piątek, gdy w miejscu zamieszkania delegacji Australii pojawił się ogień. Zagrożenie szybko opanowano, nikt nie odniósł obrażeń, ale sportowcy zostali ewakuowani na kilkanaście minut. Gdy wrócili do pokoi, okazało się, że z dwóch z nich zginął laptop i kilka sztuk odzieży sportowej.

Wcześniej Australijczycy skarżyli się przede wszystkim na zapchane toalety, niezabezpieczone przewody, przeciekające rury. Zastrzeżenia mieli też przedstawiciele innych krajów.

Szefowa australijskiej misji olimpijskiej Kitty Chiller zapowiedziała wówczas, że reprezentacja tego kraju nie będzie mieszkać w wiosce. Zamiast tego zostanie zakwaterowana w okolicznych hotelach. Później jednak organizatorzy zatrudnili ponad tysiąc osób, które miały wyeliminować usterki, posprzątać obiekty i Australijczycy dali się przekonać do powrotu.

APA