Wolontariusz z Berlina przyznał, że wymyślił historię o śmierci syryjskiego uchodźcy - 24-latek miał umrzeć w stolicy Niemiec po długim oczekiwaniu na zarejestrowanie przed Krajowym Urzędem Zdrowia i Spraw Socjalnych (LaGeSo) w Berlinie. Wolontariusz tą historią ujął miliony Niemców, a informację podały też światowe media.

Wolontariusz z Berlina przyznał, że wymyślił historię o śmierci syryjskiego uchodźcy - 24-latek miał umrzeć w stolicy Niemiec po długim oczekiwaniu na zarejestrowanie przed Krajowym Urzędem Zdrowia i Spraw Socjalnych (LaGeSo) w Berlinie. Wolontariusz tą historią ujął miliony Niemców, a informację podały też światowe media.
Zdjęcie ilustracyjne /SARA GANGSTED /PAP/EPA

Opis sytuacji brzmiał dramatycznie - we wtorek po południu wolontariusz berlińskiej organizacji "Moabit hilft" w tłumie czekającym przed placówką LaGeSo miał zauważyć wycieńczonego oczekiwaniem Syryjczyka i zabrać go na noc do domu. Wieczorem wysyłał na portalu społecznościowym posty do innych wolontariuszy, że stan Syryjczyka się pogarsza. W końcu poinformował, że wzywa karetkę. Rano w środę ogłosił, że jeszcze w ambulansie 24-latek zmarł, co miało zostać potwierdzone w szpitalu.

Niemieckie media zwracają uwagę, że nie było powodów, by nie wierzyć wolontariuszowi, bo wcześniej zabierał on już uchodźców do domu, by im pomóc. Dlatego też rzeczniczka "Moabit hilft" nagłaśniała śmierć Syryjczyka. Jednocześnie miejskie służby próbowały namierzyć szpital i karetkę, w której ratowano uchodźcę. Przez kilka godzin powtarzano komunikat, że "na razie nie można potwierdzić takiej śmierci". Sprawdzanie placówek medycznych nie przyniosło rezultatów.

Sam wolontariusz nie był też skłonny do rozmów. Wykasował z internetu swoje wpisy dotyczące całej sytuacji. W końcu zamknął się w mieszkaniu i nie odpowiadał na próby kontaktu. Ostatecznie policja go zatrzymała, a w trakcie dopytywania o szczegóły śmierci Syryjczyka Niemiec przyznał, że wszystko wymyślił.

Przed LaGeSo rzeczywiście uchodźcy spędzają po kilka dni, by się zarejestrować. Od grudnia mogą czekać w namiotach nawet nocami, bo urzędnicy zdają sobie sprawę, że nie nadążają z rejestrowaniem przybyszów i zapewnieniem im jedzenia. Ludzie marzną i głodują, bo dopóki się nie zarejestrują, mogą liczyć jedynie na pomoc wolontariuszy.

Przejmująca opowieść miała zapewne pomóc rozwiązać problem. Frank Henkel, minister spraw wewnętrznych Berlina, chce jednak teraz przede wszystkim prawnych konsekwencji dla autora fałszywego zgłoszenia, który oszukał miliony ludzi. Jednocześnie władze Berlina zapewniły, że pracują nad poprawą sytuacji uchodźców w mieście.

(abs)