„Przyjechałem tutaj nielegalnie, cieszyłem się, że dotarłem do Polski, miałem co jeść, miałem, gdzie spać, było bezpieczeństwo. Ale to miejsce przypomina czasem więzienie. Wolałbym na pewno być swobodny, mieszkać poza ośrodkiem, żeby nikt nie mówił mi, co mam jeść, o której iść spać” – mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Elmi Abdi z Somalii, który przez kilka miesięcy przebywał w zamkniętym ośrodku dla uchodźców w podwarszawskim Dębaku. Miejsce to pełni funkcję ośrodka recepcyjno-pobytowego dla cudzoziemców. Trafiają do niego cudzoziemcy, którzy rozpoczynają procedurę o nadanie statusu uchodźcy. W tej chwili ośrodek szykuje się na przyjęcie nowych cudzoziemców w przyszłym roku.

„Przyjechałem tutaj nielegalnie, cieszyłem się, że dotarłem do Polski, miałem co jeść, miałem, gdzie spać, było bezpieczeństwo. Ale to miejsce przypomina czasem więzienie. Wolałbym na pewno być swobodny, mieszkać poza ośrodkiem, żeby nikt nie mówił mi, co mam jeść, o której iść spać” – mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Elmi Abdi z Somalii, który przez kilka miesięcy przebywał w zamkniętym ośrodku dla uchodźców w podwarszawskim Dębaku. Miejsce to pełni funkcję ośrodka recepcyjno-pobytowego dla cudzoziemców. Trafiają do niego cudzoziemcy, którzy rozpoczynają procedurę o nadanie statusu uchodźcy. W tej chwili ośrodek szykuje się na przyjęcie nowych cudzoziemców w przyszłym roku.
Ośrodek dla uchodźców w podwarszawskim Dębaku /Michał Dobrołowicz /RMF FM

Ośrodek w Dębaku przypomina położony w środku lasu internat. Jest położony w odległości kilku kilometrów od przystanku Warszawskiej Kolei Dojazdowej Otrębusy, miedzy Brwinowem, Kaniami, Nadarzynem a Strzeniówką, w pobliżu rzeki Mrówki. Około 30 kilometrów od centrum Warszawy. Dawniej znajdowały się tam więzienne koszary. Rodziny uchodźców mieszkają w ciasnych pokojach ze stalowymi łóżkami bez udogodnień. W jednej chwili mieszka tam około 150 osób. Ta liczba nie jest stała. Często ktoś przyjeżdża lub ktoś wyjeżdża. Zdarzyło się też, że jedna z rodzin uchodźców poprosiła nas o zamieszkanie tutaj na stałe, mimo że jest to ośrodek recepcyjno-pobytowy, gdzie raczej nie mieszka się dłużej niż kilka miesięcy - mówi dziennikarzowi RMF FM Ewa Piechota, rzeczniczka Urzędu do spraw cudzoziemców. 

Michał Dobrołowicz, RMF FM: Jakie wyzwania czekają uchodźców, którzy przyjadą w najbliższym czasie do Polski?

Elmi Abdi, uchodźca z Somalii:  Wyzwań będzie sporo. Z jednej strony jest dobrze, bo ludzie, którzy przyjadą tutaj pochodzą z innego kraju tak jak ci, którzy już tu są. Powinni się nawzajem zrozumieć. Ale z drugiej strony, pojawią się osoby z takich krajów, których jeszcze tu nie było. Oni mają inną mentalność, inne zasady niż te, które tu obowiązują.

Jakie zasady tutaj w ośrodku panują?

Ludzie, którzy tu przyjeżdżają będą mogli czuć się tutaj jak w więzieniu. Jest tutaj ochrona, która wszystkiego pilnuje i wzbudza strach. Trzeba tu wracać o konkretnej godzinie, nie można bez pozwolenia być za długo poza ośrodkiem.

Myśli pan, że osoby, które tutaj przyjadą szybko stąd wyjadą czy zostaną na dłużej?

Myślę, że szybko stąd wyjadą. Bo będą rozmawiali z ludźmi na zewnątrz. Jak zobaczą warunki, które panują w Polsce, to nawet jeśli początkowo będą chcieli tu zostać, zdecydują się wyjechać. Będzie im ciężko w Polsce z pracą. Największą barierą będzie dla nich język polski i jego nauka, bo w Polsce raczej nie mówi się po angielsku czy po arabsku.

Samo życie w ośrodku też ich może odstraszyć?

Pamiętajmy, że te osoby przyjadą w bardzo trudnej sytuacji. Tutaj znajdą jednak dach nad głową.

Czy tutaj nie zrobi się po prostu ciasno, jak przyjadą nowi uchodźcy?

To jest ośrodek recepcyjny, stąd uchodźcy szybko wyjeżdżają dalej.

Pan tutaj był przez 3 miesiące. Jakie to były 3 miesiące?

Na początku szczerze mówiąc były trudne. Przyjechałem tutaj nielegalnie, cieszyłem się, że dotarłem do Polski, miałem co jeść, miałem gdzie spać, było bezpieczeństwo. Wolałbym na pewno być swobodny, mieszkać poza ośrodkiem, żeby nikt nie mówił mi, co mam jeść, o której iść spać. Tutaj teren jest ogrodzony, straż chodzi dookoła.

Jak wyglądał pana zwykły dzień tutaj?

Wstawaliśmy rano, jedliśmy śniadanie, wychodziliśmy na spacer, niedaleko stąd był jeden sklep, obok sala do ping-ponga i boiska. Jeździliśmy też do miasta, do Warszawy pobliską kolejką WKD. Jednak cały czas wiele osób mówiło nam, kiedy mamy wracać do ośrodka, nie mogliśmy czuć się w pełni swobodnie.