Miał być 11 września światowej dyplomacji, a sprawa okazała się jedynie burzą w szklance wody. Portal WikiLeaks opublikował w tym roku tysiące dokumentów należących do administracji Stanów Zjednoczonych.

Świat poznał prymitywny język dyplomacji: dosadny, szczery, często nieprofesjonalny. Ale przedstawiciele wielu państw, nie chcąc wchodzić w konflikt ze Stanami Zjednoczonymi, już kilka godzin po opublikowaniu materiałów twierdzili, że w dyplomacji używa się właśnie takich sformułowań. Tak naprawdę oficjalnie nikt na nikogo się nie obraził. Nikt z nikim nie zerwał stosunków dyplomatycznych.

Amerykanie za to zapewnili, że uszczelnili swoje systemy informatyczne i robią wszystko by założyciele demaskatorskiego portalu postawić przed sądem Stanów Zjednoczonych. Ten tymczasem zapowiada, że w pierwszych dniach stycznia ujawni materiały, które spowodują upadek kilku instytucji finansowych za Oceanem.