58 tysięcy widzów przyszło na Stadion Narodowy, by zobaczyć mecz Polska-Portugalia. Spotkanie było próbą generalną przed Euro 2012. Choć ogólnie arena zdała egzamin, nie obyło się bez zgrzytów. Kibice narzekali przede wszystkim na zbyt małą liczbę wejść.

Przed meczem niektórzy fani polskiej reprezentacji nerwowo biegali wokół stadionu. Nagle okazywało się bowiem, że brama, którą próbowali dostać się na Narodowy, przeznaczona jest tylko dla VIP-ów. Tragedia, tragedia, tragedia. Dla nas były trzy wejścia, a dla VIP-ów ile było? Gdzie wejścia dla nas? - mówił po meczu jeden ze zdenerwowanych kibiców. Niestety, cierpliwość trzeba było ćwiczyć też w punktach gastronomicznych. Okazało się, że nie można było w nich zapłacić gotówką. Obsługa przyjmowała tylko karty płatnicze. Po odstaniu swojego w kolejce kibice zamiast z przekąskami i napojami wychodzili więc z kwitkiem.

Kibice wchodzili wczoraj na mecz dwiema bramami. Na wniosek policji organizator imprezy, czyli PZPN zdecydował jednak o otwarciu trzeciego wejścia po zakończeniu meczu, by usprawnić wyjście ze stadionu. W chwili, gdy kibice wchodzili na stadion zdarzały się momenty, gdy było bardzo tłoczno i wejścia się korkowały. Na pewno sytuacja będzie nieco inna, gdy czynnych będzie pięć wejść - tłumaczy Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji. To, że w środę nie wszystkie były otwarte, miało związek z pracami, które są jeszcze prowadzone w okolicach stadionu.

Policja od początku podkreślała, że mecz Polska-Portugalia będzie traktowała jako test przed zbliżającym się turniejem Euro 2012. Zgodnie z obowiązującymi przepisami za bezpieczeństwo wczorajszej imprezy odpowiadał organizator - PZPN i wynajęta przez niego ochrona. Policjanci byli jednak na miejscu, wspierali ochronę; już rano przeprowadzili też m.in. sprawdzenie pirotechniczne obiektu.

Stolica zdała komunikacyjny egzamin

Na 100 dni przed Euro stolica zdała komunikacyjny test. Po meczu Polska-Portugalia kibice wyszli na Aleję Poniatowskiego, która została zamknięta dla ruchu. Tam przez megafony byli informowani, gdzie powinni się udać. Myśleliśmy, że będzie dużo, dużo gorzej, a było bardzo dobrze. Wiadomo, trzeba trochę podejść, ale nie jest tak źle - mówił reporterce RMF FM jeden z kibiców.

Ulica była na tyle szeroka, że nie było ścisku. Bez nerwów w tłumie szli nawet ludzie z małymi dziećmi. Kibice podchodzili do specjalnych autobusów, oznaczonych numerem 9. Kibice, którzy opuścili Stadion Narodowy, nie musieli walczyć o miejsca, bo autobusy podjeżdżały co kilka minut. Godzinę po zakończeniu meczu odjeżdżały już prawie puste.