Nie jest tak, że nie podoba mi się organizowanie w Polsce piłkarskich mistrzostw Europy. Jest jednak kilka "ale..." dotyczących przyszłości. Cieszenie się rozgrywkami byłoby przyjemniejsze, gdyby nie np. zgłoszony dziś wniosek o upadłość układową Hydrobudowy - firmy, która wyłożyła się na budowie Stadionu Narodowego i stadionów w Gdańsku i Poznaniu, podobnie jak na budowie autostrady A2 wyłożyła się firma DSS, wcześniej chiński COVEC, a przy A4 - Poldim.

Byłoby fajniej, gdyby Chińczycy nie wchodzili dziś w utarczki z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, sprzeczając się o to, kto komu winien jest kary umowne i odszkodowania za rozwiązanie umowy. Byłoby ekstra, gdyby COVEC nie był winien kilkudziesięciu milionów DSS-owi, swojemu następcy, i gdyby sędziowie nie mieli powodu do badania rozliczeń między tymi firmami.

Tak ogólnie zresztą byłoby lepiej, gdyby GDDKiA sprawdzała dokładniej, komu powierza budowy strategicznych obiektów.

I fajnie by było, gdyby A2 była gotowa zgodnie z planem, a niecierpliwe wyczekiwanie na prognozy pogody, od których zależy przesławna przejezdność - było zaledwie zaciekawieniem urzędników resortu transportu, a nie "być albo nie być" dla zakończenia budowy. Dobrze byłoby też wiedzieć, że budowanie autostrad nie było wstępem do bankructwa firm, które to robią, bankructwa wykonawców i podwykonawców, usługodawców etc. Dobrze by było, gdyby stawiane w ten niecodzienny sposób budowle były nie tylko na chybcika przejezdne, ale nie wymagały zamykania i dokończenia, a może i remontów już za kilka miesięcy.

Cieszyłbym się też ze zwycięstw polskiej drużyny, ważenia słów przez legendarnego bramkarza Jana Tomaszewskiego, odpowiedzialności kibiców i wszelkiego autoramentu demonstrantów, rzeczywiście wspólnego z Ukrainą, a nie oddzielnego organizowania turnieju, dobrej opinii o polskiej gościnności itp. To jednak zjawiska bardziej ulotne i mimo chwilowego znaczenia - mniej istotne, niż autostrady, które będą nam służyć długie dziesięciolecia. Sportowe emocje związane z Euro mimo doniosłości wydają się jednak mniej ważne niż los dziesiątków tysięcy inżynierów i robotników, którzy autostrady i stadiony wybudowali, a za kilka miesięcy, po splajtowaniu ich firm, mogą zostać bez pracy, ale z długami.

Przepraszam, jeśli psuję komuś przyjemność oczekiwania na Euro. Podejrzewam jednak, że po Euro świat nadal będzie istniał, a kiedy mu się przyjrzymy - nie będzie nam się podobał.