Czy naprawdę nie możemy traktować piłki nożnej jako - ot po prostu sportu w którym chodzi o to by wygrać, ale jak się przegra to mówi się trudno i żyje się dalej? Czy każdy mecz z Rosją/Niemcami musi urastać natychmiast do rangi wydarzenia przy pomocy którego powetujemy sobie wielowiekowe krzywdy? Słucham różnych wypowiedzi, czytam gazety, przeglądam internet i już nie wiem czy to wszystko raczej śmieszyć czy przerażać nas powinno.

"A więc wojna... Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy..." w takiej mniej więcej atmosferze - rodem z ostatniego radiowego przemówienia prezydenta Mościckiego, Polska szykowała się do piłkarskiego meczu z Rosją. Gazetowe jedynki nie pozostawiały wątpliwości, że tu nie ma żartów. Smuda w mundurze z czasów Bitwy Warszawskiej, Lewandowski z szablą w dłoni, "Na Moskala", "To więcej niż mecz". Do tego pełni napięcia kibice i jeszcze bardziej napięci, ukryci przed światem piłkarze i ich rozeźlony trener... Obraz świata malowany przez media przed meczem z Rosją jawił się podobnie do tego, o którym przeczytać można w książkach - wspomnieniach z sierpnia '39. Piłkarze mówili "to jest mecz, w którym polski piłkarz powinien zostawić na boisku flaki", a dziennikarze sportowi zapowiadali "to nie będzie, niestety, przemarsz przez Warszawę, lecz naloty dywanowe na polskie pole karne."

Jako ktoś, kto pracuje w mediach od dwudziestu już lat, zdaję sobie oczywiście sprawę, że sięganie po retorykę wojenną jest jednym z ulubionych zabiegów dziennikarskich, Spory polityczne, społeczne, gospodarcze czy sportowe łatwo i efektownie jest ubierać w bojowe szaty i używać fraz zaczerpniętych z pól bitewnych. Tyle, że to co w przypadku sporów np. politycznych raczej w czytelnie-przesadny sposób opisuje niż kreuje rzeczywistość - w przypadku sportu tworzy dość nieznośna atmosferę. W tej atmosferze nie ma właściwie miejsca na luz i swobodę w podejściu do wyniku. Zwycięstwo, nawet odniesione w niepiękny sposób, staje się najważniejsze, a porażka załamuje i podcina skrzydła. Ta atmosfera tworzy też obraz kibica - pełnego złych emocji, nastroszonego, czasem podpitego, czasem od tego podpicia agresywnego, a zawsze - przejętego do granic możliwości.

Może i nie ma na świecie idealnego narodu, który byłby gotów traktować sport jako czystą rozrywkę, a bieganiu za piłką przypisywać tylko takie znaczenie jakie ma ono w rzeczywistości, czyli - powiedzmy sobie szczerze - właściwie żadne. Mam jednak wrażenie, że to co u nas jest wojną, u wielu innych jest tylko potyczką, to co u nas - tragedią, u innych tylko małym dramacikiem. I marzy mi się, by i u nas zapanował kiedyś sportowy błogostan w którym do piłki nożnej podchodzi się ze sporą dozą stoickiego spokoju, klęski przyjmuje się co najwyżej z melancholią, a sukcesy....? Ech, jeśli kiedyś zaczniemy je odnosić to się nad tym zastanowię.