Długo po północy zgasły światła na kijowskim stadionie po ostatnim, finałowym meczu Euro 2012. Dla jednych była to chwila wielkiej radości, dla innych dużego smutku.

Wielki triumf Hiszpanów i zasłużone zwycięstwo - tak mogę najkrócej skomentować finał mistrzostw Europy. To jest wspaniała, wyrównana drużyna, w której trudno doszukiwać się supergwiazd. Oni po prostu wszyscy są jedyni i najlepsi w swoim rodzaju. Przed paroma dniami narzekałem na ich trochę monotonny, momentami nudny styl gry, ale finał pokazał klasę tej drużyny i ich selekcjonera. Od Casilasa do Iniesty - wszyscy grali właśnie tak, jaka była potrzeba chwili i czego by nie powiedzieć - czapki z głów!

Trochę żal mi Włochów, bo swoją postawą w turnieju wzbudzili powszechny szacunek i sympatię kibiców, a przecież przed mistrzostwami nie było u nich za wesoło. Prawdę mówiąc, nie zasłużyli na takie lanie w ostatnim meczu, ale to jest piłka i czasem tak się poukłada, że jedna niewykorzystana szansa czy przypadkowa sytuacja waży potem na całym meczu czy turnieju. Coś na ten temat mogą chyba powiedzieć biało-czerwoni.

Jak już kilka dni temu zaznaczyłem, nie mam do nikogo pretensji. To jest sport i taka jest piłka nożna - umiejętności przede wszystkim i mądrość na boisku, ale trochę szczęścia też jest potrzebne.

Za kilka dni zaczynamy następny rozdział w polskiej piłce. Zarząd zadecyduje, komu powierzymy naszą reprezentację. Tym razem nie będziemy się wsłuchiwać w odgłos trybun. Za wyborem muszą przeważyć względy merytoryczne, tak jak w każdej debacie czy dyskusji, za wyjątkiem niektórych telewizyjnych pyskówek zbawców naszego futbolu.