Pot płynący z czoła, owłosione łydki i przekleństwa, które w językach całego świata można wyczytać z ruchu warg zawodników? Fuj, jak żyję, nikt mnie nie przekona, że piłka nożna jest sexy. Nikt ani nic. Nawet Euro 2012! A może jednak?…

Okazuje się, że można zmyć makijaż, związać włosy w kitkę, zdjąć szpilki, założyć trampki i kopać piłkę z iście kobiecym wdziękiem. I robić to nie gorzej od facetów. Dziewczyny górą!

Znalazłam je w Tychach. Jest ich 18. Grają w Kobiecym Klubie Sportowym Polonia. Młode, uśmiechnięte dziewczyny. Studiują albo pracują, jak każdy inny, ale mimo to coś ciągnie je na boisko. No właśnie, dziewczyny, co?!

Martyna ma 23 lata, studiuje architekturę na Politechnice Śląskiej. Do gry w piłkę nożną namówiły ją koleżanki już prawie 9 lat temu. Stwierdziłyśmy, że może pójdziemy spróbować, bo jedna koleżanka widziała trening w Tychach, jak dziewczyny grały - wspomina początki swojej kariery sportowej. I przyznaje, że z tamtej grupki zapalonych piłkarek została tylko ona. Pozostałe nie dały rady. Odpadały jedna po drugiej. Nie dziwię się. Ja z pewnością byłabym w tej grupie. Wysiłek fizyczny, jaki wkładam w mycie okien, jest dla mnie wystarczający.

Ola nie miała wyjścia. Twierdzi, że na piłkę skazana była od zawsze. Wychowywała się z trzema starszymi braćmi. Nie było z kim się bawić lalką - mówi z uśmiechem. Mnie jednak nie przekonuje. Ja wolałabym bawić się lalką nawet z własnym odbiciem w lustrze.

Ale o dziwo, dziewczyny mają coraz więcej naśladowczyń. Jak mówi Martyna, nie ma miesiąca, żeby do klubu nie zajrzała jakaś zaciekawiona dziewczyna, chętna podążać ich śladem. Ale jak mawiają Anglicy: curiosity is human. Po naszemu: "ciekawość jest rzeczą kobiecą". To wszystko tłumaczy.

Tata Martyny sam trenował piłkę nożną. Chodzi na mecze i kibicuje córce. Mama czasami marudzi, że mam siniaki - przyznaje Martyna. Ona sama nimi się nie przejmuje. Najwyżej założy spodnie. Dla niej są jak trofea. Jednym z najwierniejszych kibiców Martyny jest jej chłopak, Michał. Rozumie jej pasję, bo sam gra... w drużynie futbolu amerykańskiego. Trafił swój na swego.

"Drugimi trenerami" Kasi są tata i chłopak. Przychodzą na treningi i mecze. Wtrącają się, doradzają, dopingują i krytykują. Przyznaje, czasem ją to drażni. Delikatnie mówiąc. Bardzo delikatnie, bo ja bym delikwentów z trybun usunęła. Przecież nie będzie mi tu jakiś facet mówił, jak mam grać. Gdybym grała, zakładając czysto teoretycznie oczywiście.

Ojcowie i drugie połówki to niejedyni mężczyźni, którzy zasiadają podczas meczów na trybunach. Często można tam spotkać członków męskiej drużyny piłki nożnej w Tychach. O dziewczynach mówią "Piłkareczki". Czyżby bali się, że pod bokiem rośnie im konkurencja? Chyba tak, bo często dochodzi do konfrontacji. Tej czysto sportowej, na murawie. Nie dali nam za bardzo grać. Każdy chce pokazać, co potrafi - mówi Martyna. Żadnej taryfy ulgowej. Było serio, nawet za bardzo - przyznaje jej rację Agata. Już nawet nie pytam, skąd te siniaki na nogach Martyny…

Dużo ludzi myśli, że my sobie tak kopiemy, kupa dziewczyn leci do piłki, a to tak nie jest - mówi Agata. Na treningi dziewczyny biegną cztery razy w tygodniu. W przeciwieństwie do mnie nie uważają, że to marnowanie czasu. A tego nie mają za wiele. Niektóre z nich, jak np. Agata, pracują. Kasia, uczennica IV klasy technikum samochodowego odpuszcza tylko wtedy, jeśli ma przed sobą ważny sprawdzian. Ola ma męża i dziecko. Sama o sobie mówi: "Matka kopiąca w piłkę". Kiedy biegnie na trening dzieckiem zajmuje się mąż. Podobno nie grymasi. Podobno ją podziwia. Kiedy nie może zająć się pociechą (sic!), Ola zabiera córeczkę na boisko. I w ten sposób rośnie nowe pokolenie "Piłkareczek". Sexy, oczywiście!

Cdn.

PS. Ja córce zawsze dawałam lalkę do zabawy. Euro 2012 nie zamierza oglądać. Moja krew!