Nie było żadnego zagrożenia na pokładzie samolotu Ryanair zmuszonego przez białoruskie władze do lądowania w Mińsku pod pretekstem informacji o podłożeniu bomby - to jedno z ustaleń śledztwa prowadzonego w mazowieckim wydziale Prokuratury Krajowej. Chodzi o samolot, którym leciał białoruski opozycjonista Raman Pratasiewicz.

Jak informuje reporter RMF FM Krzysztof Zasada, prokuratura przesłuchała kontrolera, który był 23 maja na wieży w Mińsku, a potem uciekł z Białorusi.

Podczas operacji sprowadzania samolotu, w wieży kontroli w Mińsku cały czas był oficer białoruskiego KGB, który instruował kontrolera lotów kontaktującego się z pilotem. To funkcjonariusz podejmował decyzję dotyczące sprowadzenia maszyny do Mińska. Jednocześnie telefonicznie relacjonował komuś sytuację.

Potwierdzono, że nie było żadnego zagrożenia bombowego. Pilot dostał ostrzeżenie o takim zagrożeniu, jeszcze zanim pojawił się mail od rzekomego terrorysty.

Jak informuje prokuratura, na całkowity brak zagrożenia wskazywały również działania na lotnisku w Mińsku, w tym postępowanie służb ratunkowych i obsługi lotniska.

Cała sytuacja była tylko pretekstem do zmuszenia samolotu lecącego z Aten do Wilna, by lądował w białoruskiej stolicy.

Wymuszone lądowanie

23 maja na lotnisku w Mińsku doszło do przymusowego lądowania samolotu Ryanair lecącego z Aten do Wilna, rzekomo z powodu informacji o bombie na pokładzie. Następnie białoruskie służby aresztowały lecących tym samolotem opozycyjnego blogera Ramana Pratasiewicza i jego partnerkę, Sofię Sapiegę.

Strona białoruska przedstawia lądowanie samolotu Ryanair w Mińsku jako awaryjne i przekonuje, że postępowała zgodnie z przepisami. Tuż po lądowaniu samolotu, otoczenie Alaksandra Łukaszenki podało, że osobiście podjął on decyzję o poderwaniu do rejsowego samolotu myśliwca wojskowego. Potem wyjaśniano, że chodziło o "asystę".

Kraje zachodnie uważają, że doszło do wymuszenia lądowania przy użyciu wojskowego myśliwca i pod naciskiem kontrolerów. Działania Białorusi potępiło wiele rządów, w tym Polska, zarzucając władzom w Mińsku złamanie prawa międzynarodowego, piractwo, "terroryzm państwowy" i "porwanie samolotu".

Incydent z samolotem Ryanair doprowadził do zakazu lotów nad UE (i Ukrainą) dla samolotów z Białorusi oraz odmowy korzystania z przestrzeni powietrznej Białorusi. Kraje zachodnie zapowiedziały też po incydencie wprowadzenie nowych sankcji wobec władz w Mińsku.

Białoruskie władze zarzucały krajom zachodnim, że nie dążą do wyjaśnienia okoliczności incydentu, wielokrotnie zwracając uwagę, że pilot nie zabrał publicznie głosu w tej sprawie. W mediach państwowych pojawiły się nawet spekulacje, że incydent sprowokowali współpracownicy zatrzymanego blogera Ramana Pratasiewicza.

Opracowanie: