Mieszkający we Wrocławiu rodzice Ramana Pratasiewicza, zatrzymanego w niedzielę w Mińsku przez białoruskie władze, w wywiadzie dla agencji AFP apelują do społeczności międzynarodowej o "uratowanie syna". "On nie zrobił nic złego" - przekonuje jego matka Natalia.

Natalia Pratasiewicz mówi w wywiadzie dla francuskiej agencji, że nie spała od dwóch nocy, ściskając telefon w dłoniach, w nadziei, że dostanie wiadomość od syna. 

Proszę, błagam, wzywam całą społeczność międzynarodową, aby go uratowała - apeluje.

To tylko reporter, to tylko dzieciak... (...) Proszę, uratujcie go. Oni go zabiją - dodaje.

46-letnia Natalia i jej mąż 48-letni Dzmitry uważają, że ich syn może przebywać w areszcie białoruskich tajnych służb

Prawnik próbował się z nim dzisiaj spotkać, ale nie mógł. Nadal nie wiemy, czy on tam jest, jaki jest jego stan, jak się czuje - mówi Dzmitry, były wojskowy.

Jednym ze sposobów, w jaki nasze władze stosują tortury, jest nieinformowanie rodziny o tym, gdzie przetrzymywani są krewni - podkreśla.

Rodzice Ramana Pratasiewicza pozostają w bliskim kontakcie z matką jego partnerki Sofii Sapiegi, studentki prawa w Wilnie, która została wraz z nim aresztowana w niedzielę w Mińsku.

Według rodziców białoruskiego opozycjonisty w przekazie wideo, opublikowanym w poniedziałek przez białoruskie władze, wyraźnie widać było ślady pobicia ich syna. Dzmitry zwraca uwagę, że jego syn wyglądał na wyjątkowo zdenerwowanego, miał braki w uzębieniu i siniaki po lewej stronie twarzy i szyi.

Film był wyraźnie wyreżyserowany. Został nakręcony pod presją i nie można uwierzyć w to (co syn mówi na nagraniu - red.). Ale przynajmniej pokazuje to, że nasz syn żyje - mówi. 

Rodzice Ramana przeprowadzili się do Polski w ubiegłym roku, po stłumieniu protestów, które miały miejsce na Białorusi po zakwestionowanych wyborach prezydenckich w sierpniu 2020 roku.

Według nich ich syn czuł się bezpiecznie w Unii Europejskiej, najpierw w Polsce, gdzie przeprowadził się w 2019 roku, a potem na Litwie. Ojciec tłumaczy, że Raman w Grecji przebywał na wakacjach ze swoją partnerką i "nie mógł przewidzieć takich konsekwencji".

Był na pokładzie samolotu zarejestrowanego w kraju UE (...) i leciał z kraju UE do innego kraju UE - podkreśla Dzmitry, który z zadowoleniem przyjął decyzję UE o nowych sankcjach wobec Białorusi. Wierzy, że to "może pomóc radykalnie zmienić sytuację". 

Myślę, że pomoże to uwolnić mojego syna - mówi.

Łamiącym się głosem dodaje: Mój syn, ten młody człowiek chciał tylko powiedzieć prawdę o sytuacji. Nie zrobił nic złego. 

Kim jest Raman Pratasiewicz?

26-letni Raman Pratasiewicz jest dziennikarzem i blogerem. W czasie protestów na Białorusi przebywał w Polsce, był jednym z redaktorów opozycyjnego kanału Nexta.

Pratasiewicz do jesieni ubiegłego roku był jednym z autorów prowadzonego w Telegramie opozycyjnego kanału Nexta, później dołączył do redakcji innego kanału - Białoruś mózgu (Biełaruś gołownogo mozga).

Białoruskie władze uznały działalność Nexty - popularnego kanału w Telegramie - za ekstremizm. Jego główny autor Sciapan Puciła od kilku lat mieszka w Polsce, gdzie studiował i przez pewien czas współpracował z telewizją Biełsat. Pratasiewicz w wywiadzie dla BBC mówił, że z obawy przed represjami również przeniósł się do Polski pod koniec 2019 r. Jesienią ubiegłego roku wyjechał na Litwę.

Obaj aktywiści są od listopada ubiegłego roku poszukiwani przez białoruskie organy ścigania. Wszczęto wobec nich kilka spraw karnych, w tym o wzniecanie nienawiści do władz i struktur siłowych, organizację zamieszek, organizację działań poważnie naruszających porządek publiczny.

Zarzucono im, że w internecie wzywali do protestów, blokowania dróg, strajków, "koordynowali" protesty, itd. Prokuratura Białorusi zwróciła się o ich wydanie do władz Polski.

W maju ojciec Pratasiewicza, który również przebywa na emigracji, znalazł się w grupie wojskowych pozbawionych przez prezydenta Łukaszenkę stopni wojskowych.

Puciła i Pratasiewicz zostali umieszczeni na sporządzonej przez Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) liście osób "zaangażowanych w terroryzm".

Kanały Nexta i Nexta Live cieszyły się dużą popularnością w czasie masowych protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich. W związku z blokadami internetu oraz stron internetowych mediów niezależnych opozycyjne kanały w Telegramie były wówczas głównym źródłem informacji o planowanych i już odbywających się akcjach protestów. Większość z nich władze uznały za "ekstremistyczne", a wobec ich autorów toczą się sprawy karne.