Protestujący przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki na Białorusi utworzyli spontaniczne "miejsce pamięci" tam, gdzie pobito na śmierć działacza Ramana Bandarenkę. Prezydent kraju określił to jako potencjalne "miejsce rozpoczęcia wojny domowej".

Ktoś przyczepia wstążki profaszystowskie, przychodzi ktoś, kto ich nienawidzi, i je zrywa. Zaczyna się bójka, draka i w rezultacie to, co się stało na jednym z boisk - powiedział Łukaszenka.

Takie "punkty konfrontacji w przyszłości mogą się stać, przy dalszej radykalizacji, miejscem rozpoczęcia wojny domowej" - oznajmił.

Według agencji Interfax-Zapad Łukaszenka miał na myśli sprawę pobicia ze skutkiem śmiertelnym młodego działacza Ramana Bandarenki. W miejscu jego pobicia powstało zaimprowizowane miejsce pamięci, gdzie składane były kwiaty i zapalane znicze. W ostatnią niedzielę w miejscu tym zgromadziło się kilka tysięcy osób. Potem pojawiły się służby bezpieczeństwa i zatrzymano kilkadziesiąt osób, zaś miejsce pamięci zlikwidowano. Zwolennicy opozycji przynoszą jednak kwiaty znicze również w inne miejsca, nie tylko w Mińsku.

Tymczasem mer Mińska Uładzimir Kucharou poinformował, że przygotowano plan "działań uzupełniających" w celu zapewnienia porządku publicznego i dyscypliny w mieście. Oświadczył, że wielu obywateli zwraca się do władz z prośbą o zaprowadzenie porządku i zagwarantowanie bezpieczeństwa publicznego w związku z "nielegalnymi akcjami, które przynoszą uszczerbek własności miasta i majątkowi ludzi".

Te nielegalne masowe zgromadzenia przeszkadzają mieszkańcom. Naszym podstawowym zadaniem jest zapewnienie spokoju i komfortu naszym obywatelom, dlatego te sprawy będą w stolicy poddawane szczególnej kontroli - zapowiedział.

Na Białorusi od 9 sierpnia trwają akcje protestacyjne, których uczestnicy domagają się odejścia Łukaszenki i rozpisania nowych, uczciwych wyborów.