"Cuda istnieją. I tu jest ta kobieta, która była bardziej martwa niż żywa. I patrzcie, że jest zdrowa. A może nawet ma się lepiej od was" - mówi w rozmowie z korespondentem RMF FM Edwin Antonio Abarca, mąż Floribeth Mory Diaz, kobiety uzdrowionej za wstawiennictwem Jana Pawła II.

Paweł Żuchowski: W 2011 roku diagnoza lekarzy zabrzmiała jak wyrok. Tętniak. Najgorszy z możliwych. Lekarze stwierdzili, że pana żona umrze w ciągu miesiąca.

Antonio Abarca: Ja nigdy nie straciłem nadziei. I kiedy zabrałem ją do domu ze szpitala, dali mi ją, aby czekała na śmierć. Ale miałem jakąś nadzieję jako człowiek wierzący. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że Bóg ją uzdrowi.

Ale uwierzył pan w cud, kiedy zobaczył, że żona odzyskuje zdrowie?

Oczywiście, że tak. Ja zawsze uważałem, że Bóg dokonał cudu za pośrednictwem Jana Pawła II. Dlatego, że czcimy polskiego papieża. I dużo prosiliśmy go, aby pośredniczył przed Bogiem w sprawie mojej żony.

Wasze życie się zmieniło. Zmienił je Jan Paweł II ?

Dla nas to była wielka radość. Dlatego, że byliśmy ludźmi, którzy zawsze go wielbili . Za jego sposób bycia. Za to jakim był. Dla nas zawsze był świętym. I kiedy dowiedzieliśmy się, że będzie kanonizowany z powodu cudu, który dokonał się w przypadku mojej żony, czuliśmy się bardzo szczęśliwi. Cała rodzina była szczęśliwa.

W domu zbudował pan ołtarz. 

Tak. Zbudowałem ołtarz, aby podziękować Janowi Pawłowi II  za jej uzdrowienie. Teraz wielu ludzi przychodzi odwiedzać to miejsce.

Czy w waszym życiu już zawsze będzie miejsce dla Jana Pawła II ?

Oczywiście, że tak. On zajmuje ważne miejsce w naszym domu. I ja nawet do moich synów powiedziałem, że w dniu kiedy ich matka i ja umrzemy, żeby nigdy nie zdjęli ołtarza z tego miejsca. Już im powiedzieliśmy, że ten ołtarz zostanie tam na zawsze. Do tego momentu, kiedy Bóg będzie chciał. 

Jak po tym uzdrowieniu zmieniło się wasze życie ?

Zmieniło się, bo już nie mamy tyle czasu, żeby zajmować się rodziną i dziećmi. Wciąż opowiadamy o cudzie. Duchowo zostaliśmy umocnieni. Wzmocniła się nasza wiara. Naszej rodziny i sąsiadów. I ludzi, którzy znają moją żonę. Dlatego, że to jest coś specjalnego. To jest wielki majątek, który Bóg nam dał.

Wasz dom stał się miejscem pielgrzymek? 

Oczywiście, że tak. Dużo ludzi przychodzi z wizytą. Przychodzą księża. Dziennikarze. I dużo ludzi pochodzących z innych państw. Odwiedzają nas, dlatego, że cud dokonał się w domu w dniu beatyfikacji Jana Pawła II. Żona wstała z łóżka i przyszła do mnie do kuchni, wcześniej będąc prawie martwą, powiedziała jestem zdrowa i nic mi nie jest. Wtedy zaniemówiłem. Oczywiście ja widziałem, że nie wszystko jest jeszcze dobrze. Ale wstała i przyszła do kuchni. Dla mnie to było coś zaskakującego. Aż nienormalnego.

Co by powiedział pan wszystkim tym, którzy wątpią w cuda.

Ja zawsze wierzyłem. Ci co nie wierzą mają swoje racje. Ale nie mogę się mieszać do ich życia. Ja mówię do niewierzących, żeby myśleli. Niech myślą, że jest Bóg. I że jest Maryja i że są święci, że są ci ludzie, którzy przeszli drogę ziemską i teraz pośredniczą między nami a Jezusem Chrystusem. Ja mówię do ludzi, że jeżeli nie wierzą w cuda i w to co się stało z moją żoną, to nie wiem w co w końcu będą wierzyć. Ale cuda istnieją. I tu jest ta kobieta, która była bardziej martwa niż żywa. I patrzcie że jest zdrowa. A może nawet ma się lepiej od nas.

Jakie to uczucie odzyskać ukochaną osobę ?

Wspaniałe. Dla mnie to szczęście. Dlatego, że ta kobieta jest częścią mojego życia. Moja żona jest częścią mojego życia. Bez niej trudno byłoby mi przeżyć. A ja szczerze powiem, że ja umierałem zaraz za nią. Ze smutku. Z powodu patrzenia na to jak wyglądała. Kiedy Bóg zrobił ten wielki cud w moim domu, myślę, że to jest to wielkie szczęście i nie będę  miał czym mu się odwdzięczyć. Ale będę zawsze wdzięczny Bogu, będę też dziękował za pośrednictwo Janowi Pawłowi II.