Zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa usłyszał 62-latek, który we wtorek przed południem zastrzelił pracownika biura poselskiego PiS w Łodzi i ciężko ranił nożem drugiego. Podczas prokuratorskiego przesłuchania Ryszard C. przyznał się do winy, ale odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu dożywocie.

Zobacz również:

Prokuraturze udało się ostatecznie potwierdzić, że motyw ataku był polityczny.

Najprawdopodobniej w środę do sądu zostanie skierowany wniosek o tymczasowe aresztowanie 62-latka. W prokuraturze ma też zapaść decyzja o ewentualnych badaniach, po których biegli mieliby stwierdzić, czy mężczyzna jest zdrowy psychicznie.

Również wcześniej w rozmowie z policjantami Ryszard C. przyznał się do winy. Miał im powiedzieć, że nienawidzi PiS i rządów polityków tej partii sprzed kilku lat, a broń kupił jeszcze w czasach PRL.

Strzelał z Walthera

W czasie ataku 62-latek posłużył się pistoletem typu Walther. Prokurator Krzysztof Kopania powiedział naszemu reporterowi, że - według wstępnych ustaleń - napastnik nie miał pozwolenia na broń. Wchodząc do biura PiS, miał przy sobie również nóż, którym ciężko zranił drugiego działacza partii.

W czasie zatrzymania mężczyzna nie stawiał najmniejszego oporu. W chwili ataku nie był pod wpływem alkoholu, nie sprawiał też wrażenia, jakby był pod wpływem jakichkolwiek leków. Na pytania policjantów odpowiadał bardzo spójnie.

To były taksówkarz z Częstochowy

Mężczyzna pochodzi z Częstochowy, a do Łodzi przyjechał kilka dni temu. Dokładnie wszystko zaplanował, jego celem był ten konkretny lokal Prawa i Sprawiedliwości, przy ulicy Sienkiewicza. Reporterzy śledczy RMF FM ustalili ponadto, że 62-latek kilka miesięcy temu wymeldował się z Częstochowy i od tamtej pory nie miał stałego miejsca zamieszkania. Wcześniej pracował jako taksówkarz.

Policja w domu desperata

Jak donosił nasz reporter Marcin Buczek, późnym popołudniem do częstochowskiego domu desperata weszła policja. Niewykluczone, że funkcjonariusze przeszukiwali dom i całe gospodarstwo.

Nasz reporter ustalił, że kilka miesięcy temu, po rozwodzie z żoną, 62-latek sprzedał dom.

Jego niedawni sąsiedzi z tej niewielkiej ulicy na obrzeżach Częstochowy są w szoku. Pamiętają mężczyznę jako grzecznego starszego pana, który nie wdawał się w żadne spory i konflikty. Cichy pan. W żadne dyskusje o polityce nie był zaangażowany - mówili Marcinowi Buczkowi.