W materiale nt. Amber Gold, który ABW uzyskała z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz w zasadzie nie było materiału dowodowego; część przesłuchiwanych w lipcu 2012 roku przez ABW świadków twierdziła, że nie czują się pokrzywdzeni przez AG - mówił komisji śledczej funkcjonariusz ABW.

W materiale nt. Amber Gold, który ABW uzyskała z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz w zasadzie nie było materiału dowodowego; część przesłuchiwanych w lipcu 2012 roku przez ABW świadków twierdziła, że nie czują się pokrzywdzeni przez AG - mówił komisji śledczej funkcjonariusz ABW.
Jarosław Krajewski i Małgorzata Wassermann podczas posiedzenia sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold / Rafał Guz /PAP

Świadek, który w czasie wybuchu afery Amber Gold pełnił funkcję naczelnika wydziału postępowań karnych gdańskiej delegatury ABW zeznał, że o spółce Marcina P. dowiedział się w 2012 roku. Jak relacjonował sprawa ta została mu przekazana 24 maja przez dyrektora delegatury Adama Gruszkę.

Jak dodał, gdańska prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo ws. Amber Gold 28 czerwca 2012 roku "w dwóch kierunkach". Pierwszy, to doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przez szereg osób na kwotę nie mniejszą niż 25 mln. Drugi kierunek, to pranie brudnych pieniędzy - zeznał. Jak dodał prokuratura okręgowa wydała zarządzenie o powierzeniu śledztwa ABW 2 lipca, a dokumenty dotyczące sprawy dotarły do Agencji 6 lipca 2012 roku; plan śledztwa został zatwierdzony przez prokuraturę 18 lipca 2012 roku.

Świadek zeznał, że następnie wraz z referentem sprawy poddali analizie materiały śledztwa prowadzonego wcześniej ws. Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz. Wśród nich było 465 umów lokat. Wszystkie osoby w trakcie przesłuchania potwierdziły fakt zwarcia umów lokat. Część wskazała, że miała jedną lokatę, otrzymała pieniądze wraz oprocentowaniem i nie czuje się w żaden sposób pokrzywdzona. Zdarzały się przypadki, że ktoś otrzymywał jako równoważnik tych lokat złoto - mówił świadek.

Jak dodał, część z tych osób była nawet oburzona "na zasadzie, czego my się czepiamy, przecież to jest porządna firma". Obawiała się też - jak mówił świadek - że z powodu działań ABW mogą stracić swoje pieniądze. Świadek zaznaczył, że zdarzały się również przypadki osób przesłuchanych jako pokrzywdzeni, które przychodziły dzień później i składając ponowne zeznania twierdziły, że otrzymały zwrot pieniędzy.

Sytuacja stopniowo się zmieniała i od około połowy sierpnia pojawiały się osoby, które nie miały już złudzeń i stwierdzały, że czują się pokrzywdzone. Te zdarzenia miały wpływ na bieżące ustalenia z prokuraturą - mówił świadek.

Dodał, że około połowy sierpnia 2012 roku kwota lokat osób, które czuły się pokrzywdzone wynosiła ok. kilkaset tysięcy złotych i ta kwota cały czas rosła. Ta sytuacja dała - jak mówił dalej - podstawy do występowania z wnioskami do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku o przedstawienie zarzutów Marcinowi P. i zarządzenie przeszukań m.in. w siedzibie spółki.

Początkowo prokuratura dość sceptycznie zapatrywała się na nasze wnioski, ale później w miarę uzyskiwania materiału dowodowego zmieniała swoje stanowisko i wydawała kolejne postępowania, w większości zgodne z zaleceniami delegatury ABW w Gdańsku - powiedział świadek.

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała świadka o to, jak oceniał materiał, który ABW uzyskała z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz (w której w pierwszej kolejności, od końca 2009 roku, prowadzone było postępowanie ws. Amber Gold po złożeniu zawiadomienia przez KNF). W zasadzie tam nie było żadnego materiału dowodowego poza chyba trzema przesłuchaniami Marcina P. i zabezpieczonymi kopiami 465 umów (lokat) - zeznał świadek.

Krzysztof Brejza (PO) dopytywał, czy były sytuacje, w których ABW chciała dokonać jakichś czynności, a prokuratura okręgowa (Prokuratura Okręgowa w Gdańsku przejęła postępowanie pod koniec czerwca 2012 roku, a we wrześniu przejęła je Prokuratura Okręgowa w Łodzi) z niewiadomych przyczyn spowalniała działania Agencji. Nie określiłbym tego jako spowalnianie, po prostu kierowali się zasadą tzw. ostrożności procesowej - powiedział funkcjonariusz ABW.

Jarosław Krajewski (PiS) pytał, czy na dzień sporządzenia planu śledztwa, jak i później, ABW rozważała, że w przypadku Amber Gold mamy do czynienia z przestępczością zorganizowaną.

Do tego musiała być większa grupa osób. Kilkakrotnie, z tego, co pamiętam, w trakcie rozmów z prokuratorami w Łodzi proponowałem, żeby rozszerzyć krąg osób podejrzanych o pracowników, przynajmniej tych głównych decydentów, jeśli chodzi o oddziały Amber Gold. Jednak prokuratura nigdy się nie przychyliła do tych wniosków - zeznał świadek.

Krajewski dalej pytał, co stało na przeszkodzie, żeby wyjaśnić kwestie odpowiedzialności choćby prawnika, który "bardzo blisko" współpracował z Marcinem P. i otrzymywał z tego tytułu wynagrodzenie. W materiałach śledztwa były informacje dot. pana (Łukasza) Daszuty, m.in. podstawy do tego, żeby przedstawić mu zarzuty związane z fikcyjnym szkoleniem i wystawieniem faktury za to. Niemniej prokuratura nie podjęła żadnych działań. Trudno, żebyśmy za prokuraturę tego rodzaju działania podejmowali - powiedział świadek.

Jednak odpowiadając Krajewskiemu, zaznaczył, że w zgromadzonym materiale dowodowym nie było podstaw do postawienia zarzutów innym osobom ws. Amber Gold niż Marcin i Katarzyna P. W materiale dowodowym takich informacji nie było - podkreślił świadek.

Wassermann pytała, jaką kwotę pieniędzy klientów Amber Gold uratowało ABW. Myślę, że koło 8-9 mln (zł), jeżeli chodzi o złoto, 7 mln było zabezpieczonych na rachunkach i w gotówce i około 2 mln 200 tys. euro - zeznał świadek.

W innej części przesłuchania Witold Zembaczyński (Nowoczesna) zapytał świadka, co było momentem przełomowym, który sprawił, że Marcinowi P. "skutecznie" postawiono zarzut oszustwa. W aktach są przynajmniej dwa lub trzy wnioski dotyczące ogłoszenia zarzutów Marcinowi P. (...) inicjatywa była po naszej stronie. Chcieliśmy bardzo żeby tak się stało, ale decyzję ostateczną podejmuje prokurator - odpowiedział świadek.

Czyli prokurator był hamulcowym w tej sprawie - dopytywał Zembaczyński. To pan powiedział - odparł świadek.

Posłanka Wassermann pytała z kolei, czy w gdańskiej delegaturze zdarzyła się wcześniej sytuacja, by ABW miała w całości powierzone śledztwo, a jednocześnie zakaz kontaktu z podejrzanym, czy dostępu do akt głównych. Nie, nigdy takiej sprawy nie mieliśmy - stwierdził świadek.

W innej części przesłuchania świadek odpowiadając na pytania Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz'15) przyznał też, że ABW wiedziała, iż Marcin P. jest osobą karaną i nie powinien reprezentować Amber Gold ani żadnej innej spółki. Tę wiedzę - jak dodał - przekazano też prokuraturze.

Świadek mówił też komisji, że nic mu nie wiadomo, by nad Amber Gold był parasol ochronny. Przecząco odpowiedział też na pytanie Witolda Zembaczyńskiego, który pytał czy w kontekście m.in. urzędów skarbowych wokół Marcina P. istniał układ chroniący jego instytucje.

W trakcie przesłuchania członkowie komisji poruszyli również wątek syna ówczesnego premiera Donalda Tuska, Michała. Współpracował on należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT Express. Kogo i kiedy informowaliście, że na podsłuchach (telefonicznych Marcina P. - PAP) wychodzi Michał Tusk - pytała szefowa komisji.

Nie pamiętam abyśmy kogokolwiek informowali o takich informacjach. W tym zakresie kontakty z prokuraturą utrzymywał zastępca dyrektora (delegatury - PAP) - odparł świadek. Wassermann dopytywała, czy w postępowaniu był plan przesłuchania Michała Tuska. Nie, nie było takiej czynności. Tego typu czynności wykonuje osobiście prokurator - zeznał funkcjonariusz.

Szefowa komisji pytała jednak, czy w ocenie świadka istniała konieczność przesłuchania Michała Tuska skoro w zeznaniach świadków pojawia się jego osoba. Teraz mogę powiedzieć, że wydaje się, że to było zasadne. To jest teraz, nie wiem co było wtedy - mówił świadek.

Czy na was zrobiło wrażenie, że w sprawie pojawia sie nazwisko Michała Tuska? - pytała dalej Wassermann. Taki sam świadek, jak każdy inny - odparł funkcjonariusz stwierdzając, że o to dlaczego nie został on przesłuchany należy pytać prokuraturę.

Amber Gold powstała na początku 2009 roku i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 roku spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 roku w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.

Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 roku. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 roku, a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej, firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.

(az)