Sprawa Amber Gold to największa porażka mojej pracy w policji. Nie wiem, czy moja podwładna Anna Fołta-Nowacka nie dopełniła obowiązków, ale wiem, że ona się starała - mówił przed komisją śledczą były funkcjonariusz Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku Maciej Zajda. W latach 2007-2012 był naczelnikiem tamtejszego wydziału do walki z przestępczością gospodarczą.

Sprawa Amber Gold to największa porażka mojej pracy w policji. Nie wiem, czy moja podwładna Anna Fołta-Nowacka nie dopełniła obowiązków, ale wiem, że ona się starała - mówił przed komisją śledczą były funkcjonariusz Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku Maciej Zajda. W latach 2007-2012 był naczelnikiem tamtejszego wydziału do walki z przestępczością gospodarczą.
Maciej Zajda przed komisją śledczą /Tomasz Gzell /PAP

Zajda, odpowiadając na pytania przewodniczącej komisji Małgorzaty Wassermann (PiS), podkreślił, że pamięta sprawę operacyjną "Bursztyn" dot. Amber Gold. Sprawę tę prowadziła jego ówczesna podwładna, obecnie b. funkcjonariuszka KWP w Gdańsku Anna Fołta-Nowacka, która zeznawała przed komisja śledczą tego samego dnia.

Z wypowiedzi, jakie padły podczas przesłuchania Fołty-Nowackiej wynika, że sprawa "Bursztyn" rozpoczęła się latem 2010 r. po tym, jak pozyskała informację o Amber Gold od "źródła osobowego" i zakończona została w pierwszych dniach stycznia 2012 r.

Jak zeznał Zajda, Fołta-Nowacka przyszła do niego z propozycją zamknięcia postępowania sprawdzającego. Przyszła z propozycją, żeby to zamknąć, że ona już tam nic więcej w tej sprawie nie jest w stanie zrobić - podkreślił.

Zajda w czasie przesłuchania przyznał, że nie pamięta, kiedy usłyszał pierwszy raz o szefie Amber Gold Marcinie P. Jak mówił, nie jest z Gdańska i wcześniej pracował "gdzieś indziej". Na pewno jak ta sprawa operacyjna została zarejestrowana, to nazwisko musiało się mi przewinąć - zaznaczył.

Dodał, że sprawa "Bursztyn" została zarejestrowana na podstawie jednostkowej informacji, którą przyniosła funkcjonariuszka policji, dotyczącej nieprawidłowości przy tworzeniu instytucji finansowej o nazwie Amber Gold. Mojej osobie nie podobają się tego typu instytucje finansowe - powiedział.

Świadek zeznał też, że przeglądał teczkę sprawy "Bursztyn". Nie było tam zbyt dużo czynności, jakieś analizy, sprawdzenia, tak mi się wydaje (...). Cały czas funkcjonariuszka mówiła mi, że ma brak całkowitego dotarcia operacyjnego do tego, aby pogłębić tę wiedzę - wspominał Zajda.

Podczas przesłuchania Wassermann wręczając świadkowi teczkę operacyjną tej sprawy zwracała uwagę, że znajdują się w niej wydruki np. z KRS z niepełnymi danymi dotyczącymi np. podniesienia kapitału zakładowego Amber Gold, czy też brak jest tam dokumentów dotyczących sprawozdania finansowego spółki.

Przejrzał pan tę teczkę, czy pan jest w stanie wskazać jak informacja, która do państwa przyszła została zweryfikowana? - pytała szefowa komisji. Nie jestem w stanie - odparł Zajda.

Mówiąc wprost, czy w tej teczce są jakieś ślady lub przejawy tego, że ta informacja została zweryfikowana? - pytała szefowa komisji. Nie widać - odpowiedział Zajda. To jak pan zatwierdzał to do zamknięcia - dopytywała Wassermann, ale nie uzyskała odpowiedzi.

Szefowa komisji pytała też co powinien zrobić Zajda będąc przełożonym Fołtyn-Nowackiej, jeśli ta nie podjęła żadnych działań podczas postępowania. Dlaczego pan nic nie zrobił w tej sprawie? - pytała. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie - odparł. To jest największa porażka mojej pracy w policji - przyznał.

Wassermann zapytała więc, czy Fołta-Nowacka nie dopełniła swoich obowiązków prowadząc postępowanie ws. Amber Gold. Nie wiem. Wiem, że się starała - odpowiedział świadek, co wywołało śmiech komisji.


Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał, czy świadek wiedział, że Amber Gold jest na liście ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego.  Z gazety się dowiedziałem - odpowiedział Zajda. Pytany, czy to nie wynikało z teczki sprawy, odparł, że nie. Marek Suski (PiS) zwrócił uwagę, że w teczce sprawy wyraźnie było napisane o Marcinie P. "oszust, wielokrotnie skazany, prowadzi nielegalnie działalność". Ale oprócz tego wiedziałem też z mediów - powiedział świadek.

Zajda podkreślił, że widział reklamy Amber Gold i wzbudzało to jego zainteresowanie tak, że przeglądał na stronie internetowej ofertę Amber Gold. Co mnie zaciekawiło, co można powiedzieć uwiarygodniło w tamtym okresie tę firmę, było to, że gros pionu zarządzającego Amber Gold, czyli dyrektorzy poszczególnych działów, pionów, to byli fachowcy z kilkunastoletnim stażem pracy w różnych bankach na terenie Polski - tłumaczył. Pytany skąd miał tę wiedzę, odparł, że ze strony Amber Gold. Przyznał jednak, że nie jest w stanie powiedzieć, w którym roku widział tę listę.

Zajda powiedział, że po zamknięciu sprawy "Bursztyn" 5 stycznia 2012 r. dopiero w lutym bądź marcu dowiedział się, że gdańska Komenda Miejska Policji również prowadziła postępowanie w sprawie Amber Gold (dochodzenie takie podjęto w maju 2010 r. - PAP). Świadek poinformował jednocześnie, że pomimo ciągłych kontaktów z komendą miejską nikt nie informował go, że prowadzi ona postępowanie ws. Amber Gold.

Krzysztof Brejza (PO) pytał, czy zdaniem świadka za Marcinem P. i Amber Gold mógł ktoś stać. Biorąc pod uwagę jego przeszłość kryminalną i rozmach z jakim to rozwinął, to te dwie rzeczy mi nie pasują - odpowiedział Zajda. Wyobraźmy sobie abstrakcyjną sytuację, że jest ten “Wielki Szu", który trzyma pieczę nad miastem i nagle mu wyrasta mały robaczek, który zaczyna się rozrastać i zagrażać różnym interesom. Nie wierzę, że ten “Wielki Szu" nie wie o tym małym robaczku - dodał.

Dla mnie to jest niewyobrażalne (...), jeżeli Marcin P. zebrał ok. 850 mln zł, z czego 300 mln wrzucił w linie lotnicze i niech będzie 100 mln na pomoc charytatywną, to zostaje jeszcze 400 mln. Może mają państwo wyobraźnię, jak w półtora - dwa lata wydać te 400 mln. Ja myślę, że te pieniądze są nie wydane - stwierdził Zajda.

(mn)