Niepamięcią i brakiem wiedzy zasłaniał się najczęściej Jan Kosek, odpowiadając na pytania posłów z hazardowej komisji śledczej. Chętnie i obszernie opowiadał natomiast o złej ustawie i chorym państwie. W swojej swobodnej wypowiedzi Kosek zapewnił również, że nie jest królem, baronem ani rekinem branży hazardowej. Nie posiadam i nigdy nie posiadałem udziałów w spółce posiadającej kasyna - dodał. Przesłuchanie odbyło się w Sali Kupieckiej krakowskiego magistratu.

Swobodna wypowiedź biznesmena przypominała akademicki wykład. Dr inż. Jan Kosek przez ponad pół godziny wyjaśniał posłom, jakie mechanizmy rządzą grami na automatach i o co chodzi w dopłatach. Pojawiły się też wątki związane z etyką. Ponadto biznesmen starał się rozwiać mity związane z hazardem. Wyjaśnił, że branża ta nie jest kontrolowana przez mafię, i podkreślił, że hazard - owszem - uzależnia, ale nie bardziej niż alkohol.

Kosek: Kapica i Kamiński stanowili zagrożenie dla interesu państwa

Kosek jest zdania, że to wiceminister finansów Jacek Kapica i były szef CBA Mariusz Kamiński, opowiadając się za wprowadzeniem dopłat do hazardu, stanowili zagrożenie dla interesu ekonomicznego państwa.

Zdaniem Koska, wiceminister Jacek Kapica wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew opinii ekspertów, forsował nierealny pomysł obłożenia graczy podatkiem od chęci gier. Wyliczył przy tym wirtualne kwoty, które zgodnie z jego postanowieniem wpłyną do budżetu - dodał. Zauważył również, że Kapica przejął pomysł poszerzenia katalogu gier objętych dopłatami od poprzedników, stał się jego gorącym wyznawcą i forsował jego wprowadzenie, głuchy na wszystkie uwagi krytyczne.

Z kolei były szef CBA Mariusz Kamiński - według Koska - bez chęci wniknięcia w istotę zagadnienia bezkrytycznie przyjął założenia o zagwarantowanych wpływach do budżetu z tytułu dopłat, a wszyscy, którzy ośmielili się mieć inne zdanie, stali się dla niego wrogami publicznymi, których należy inwigilować i podsłuchiwać.

Do grupy zagrażającej interesowi państwa zostali zaliczeni przedsiębiorcy, w tym moja osoba, ale również politycy, którzy nie byli zachwyceni ideą dopłat. I tak, Mariusz Kamiński bazując na irracjonalnych przesłankach rozpętał tzw. aferę hazardową, która zaowocowała tragediami ludzkimi, dymisjami, a mnie osobiście, w ekstremalnie trudnym okresie choroby, przyniosła dodatkowe stresy - podkreślił Kosek.

Kosek zaznaczył też, że według jego wiedzy dopłaty nie są stosowane nigdzie na świecie i to powinno - jak powiedział - zapalić czerwone światło. Podkreślił, że w krajach o dużej tradycji hazardu taki podatek nie występuje, a wprowadzenie dopłat byłoby nie tylko trudne technicznie, ale miałoby negatywne skutki dla wszystkich zainteresowanych.

Ustawa hazardowa jest sprzeczna z konstytucją i unijnym prawem

Biznesmen jest zdania, że przyjęta w listopadzie 2009 roku ustawa hazardowa narusza konstytucję, a także prawo Unii Europejskiej, w tym wymóg notyfikacji przez Komisję Europejską. Jak zauważył, projekt ustawy hazardowej podzielono na część techniczną i nietechniczną, która w ocenie rządu nie wymagała notyfikacji w Komisji Europejskiej. Jak donoszą media, Komisja Europejska czeka na wyjaśnienia ze strony polskiego rządu, czemu nie dopełniono obowiązku notyfikacji - podkreślił biznesmen.

Przypomniał, że projekt błyskawicznie przeszedł uzgodnienia międzyresortowe, a potem - w ocenie Koska - przy złamaniu kilku zasad wynikających z konstytucji i reguł prawidłowej legislacji, ekspresowo został przyjęty w parlamencie, a po kilku dniach podpisany przez prezydenta.

Kosek zaznaczył, że przedsiębiorcy zostali skarceni w sposób niezgodny z prawem. Podwyżka podatków i utrata kolejnych zezwoleń, w wyniku wejścia w życie nowej ustawy, będzie skutkowała upadkiem firm. Czym zawiniło tysiące pracowników skazanych na utratę miejsc pracy? - pytał biznesmen.

"Nigdy nie miałem udziałów w spółce posiadającej kasyna"

Kosek, dziękując posłom za umożliwienie mu składania zeznań w Krakowie, wyraził nadzieję, że jego wyjaśnienia pozwolą utworzyć inny obraz branży hazardowej niż ten przedstawiany przez media i niektórych polityków. Zapowiedział sprostowanie nieprawdziwych informacji i stwierdzeń, które dotyczą jego osoby.

Tłumaczył, że nie posiada i nigdy nie posiadał udziałów w spółce posiadającej kasyna. Jak zaznaczył, jedyna jego własność związana z rynkiem gier to 10 procent udziałów w spółce posiadającej salony gry. Jak tłumaczył, cała ta firma ma dwuprocentowy udział w rynku automatów o niskich wygranych.

Sala przesłuchań chroniona przed dziennikarzami

Kosek przyjechał do krakowskiego magistratu wcześniej, ale nie zdołał przemknąć niezauważony. Został przyłapany przez fotoreporterów na schodach, gdy bocznym wejściem zmierzał do Sali Kupieckiej. Był zaskoczony, nie chciał rozmawiać i szybko schował się w niedostępnym dla dziennikarzy pokoju.

Zasłonięte okna, zakaz fotografowania, filmowania oraz nagrywania dźwięku - w takich warunkach komisja hazardowa przesłuchiwała świadka w Krakowie. Przed wejściem do Sali Kupieckiej stało dwóch strażników marszałkowskich. Sprawdzali oni, czy dziennikarze mają wyłączone kamery, aparaty fotograficzne i telefoniczne. Reporterzy mogli mieć jedynie laptopy, notesy i długopisy.

Na sali pojawił się także lekarz, który miał opiekować się świadkiem. W sytuacji, gdyby Kosek poczuł się zmęczony, natychmiast zostałaby ogłoszona przerwa.

Pierwotnie przesłuchanie Jana Koska miało się odbyć 11 lutego - tego samego dnia co przesłuchanie Sobiesiaka. Wówczas jednak Kosek przysłał do komisji pismo, w którym prosił, by ze względu na stan zdrowia mógł zeznawać w Krakowie lub za pomocą łączy telekomunikacyjnych. Szef komisji wyraził zgodę, by śledczy pojechali do świadka.