"Z tobą... na dziewięćdziesiąt procent, Rysiu, że załatwimy". Od tych słów zaczęło się największe polityczne trzęsienie ziemi w Sejmie szóstej kadencji. To te słowa sprawiły, że premier wyrzucił z rządu wicepremiera, dwóch ministrów i kilku współpracowników. Stanowisko stracił też szef klubu PO, a natychmiast powołana komisja śledcza sprawę badała przez długie miesiące, godzinami przesłuchując ponad 70 świadków. Oprócz Mirosława Drzewieckiego, wszyscy wtedy wyrzuceni, dziś znów startują do parlamentu.

Czwartek, 1 października 2009 .
"Na dziewięćdziesiąt procent Rysiu, że załatwimy"

Pobudka zwyczajowo o godz. 5.10. Potem szybki przegląd internetu. Strony "Rzepy" szokują.

"Z tobą... na dziewięćdziesiąt procent, Rysiu, że załatwimy". Przecierając oczy ze zdumienia, czytam stenogramy jeszcze raz, od początku. A potem jeszcze raz. Wyłapuję kolejne fragmenty, w których przewodniczący klubu tłumaczy się biznesmenowi, tak jakby był chłopcem na posyłki: "Powiem Ci tak między nami: ani Grześ, ani Miro, znaczy się ja sam prowadzę rozmowy. Oni dzwonią do mnie, że pełne wsparcie i wszystko... Nie dają wsparcia". Nagle w głowie rodzi się pytanie: Kogo ma Konrad? Czyli kto jest dziś gościem Kontrwywiadu RMF FM. Przypominam sobie, że ma być Zbigniew Wassermann. Nie najlepiej, bo przydałby się ktoś z Platformy.

Za chwilę dowiaduję się, że Konrad podjął już desperacką próbę dodzwonienia się do ówczesnego wicepremiera Grzegorza Schetyny. Wicepremier w tym czasie jedzie jednak na lotnisko. Za chwilę ma samolot do Hagi. Tam spotkanie w siedzibie Europolu. Ma zostać w Holandii przez dwa dni. Już wkrótce okaże się, że będzie musiał wrócić szybciej. Z Mirosławem Drzewieckim nie ma żadnego kontaktu, bo jest właśnie w Stanach Zjednoczonych.

W studiu Zbigniew Wassermann stwierdza, że Chlebowski i Drzewiecki natychmiast powinni stracić swoje funkcje. To kompromitacja i utrata wiarygodności dla rządu.

Z nikim z rządu o poranku nie ma kontaktu. Milczą też "bohaterowie" stenogramów. Pierwszy "wyrywa" się Chlebowski, zapowiadając konferencję. Pojawia się na niej spocony, ocierający pot z czoła chusteczką i kompletnie niepotrafiący wytłumaczyć się z kontaktów z Sobiesiakiem. Jednym słowem kompromitacja.

Premier występ szefa klubu ogląda w kancelarii wraz z najbliższymi współpracownikami. Przerażenie miesza się z wściekłością, bo szef klubu nie skonsultował z nikim swojej aktywności. Chlebowski przyjmuje w tym czasie zaproszenia do mediów. Szybko dostaje zakaz - z samej góry. Konferencję zwołuje za to premier. Sugeruje na niej, że Mariusz Kamiński zastawił na niego pułapkę. Zachowanie szefa klubu nazywa nagannym i przewiduje koniec kariery politycznej człowieka, który do 1 października 2009 wierzył, że może nawet zostać premierem. Szef rządu wydaje swoim urzędnikom polecenie zamieszczenia na stronach internetowych kalendarium spotkań z szefem CBA.

Tak kończy się pierwszy dzień. Dziennikarze analizują kalendarium. Pojawia się coraz więcej pytań.

Piątek, 2 października 2009. "Nienawidzę Cię"

W Kancelarii od rana trwają gorączkowe narady co dalej. Wszyscy czekają na powrót Drzewieckiego ze Stanów. Samolot ma wylądować na Okęciu dopiero po południu.

O poranku prokurator krajowy Edward Zalewski orzeka, że jeśli CBA przedstawi dowody, prokuratura rozpocznie śledztwo.

Gorąco w Kancelarii, gorąco również w redakcji. Trwa próba umówienia gościa na sobotę. Wymarzony jest oczywiście wicepremier Schetyna. Ten jednak informuje, że "za tydzień". Kolejny na liście Jacek Cichocki jest nieosiągalny. Szukamy kolejnych gości. Nie jest dobrze, bo nikt z Platformy nie chce się zgadzać.

W końcu do siedziby szefa rządu dociera minister sportu. W książce "Daleko od miłości" współpracownik byłego ministra opisuje to tak: "Wrócił wymęczony podróżą, zmianą czasu, dostał informację, że jego matka trafiła do szpitala, nie był w najlepszej formie zaraz z lotniska pojechał do Kancelarii Premiera. Tusk zmył mu głowę..." Drzewiecki pytał, co ma robić, w odpowiedzi usłyszał, że ma natychmiast próbować się z tego wytłumaczyć, czyli następnego dnia zrobić konferencję prasową". Atmosferę tamtych godzin. a potem dni opisuje swojej książce Janusz Palikot. "Przez długi czas Donald na hasło Drzewiecki zaczynał kląć: Jak mogliście mi to zrobić? Mirek przecież powtarzałem ci, że dostałeś gigantyczny podarunek w postaci tych Orlików, mogłeś tylko dzięki nim znaleźć się w encyklopedii i zjeb... dokumentnie. Nienawidzę Cię - wykrzykiwał do ministra sportu".

Późnym popołudniem ponawiam prośbę o rozmowę z Grzegorzem Schetyną. Bez większych nadziei, ale ku mojemu zdziwieniu tym razem wicepremier się zgadza. Jest godzina dwudziesta. Po chwili oddzwania również Jacek Cichocki - również chętny do rozmowy.

Co się stało? - zadaję sobie pytanie. Dostali jasną wskazówkę od premiera, idą walczyć - to jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi wtedy do głowy. Nie przychodzi jednak, że wicepremier będzie walczył o swoje życie. Raczej traktuję to jako próbę wykaraskania z kłopotów przyjaciela, czyli Mira.

W tym czasie w resorcie sportu Marcin Rosół - szef gabinetu Drzewieckiego naradza się z urzędnikami. Przygotowują plan konferencji. W nocy wiozą go do pokoju nazywanego Sherwood, czyli apartamentu ministra w hotelu poselskim. Plan jest prosty: wystąpią urzędnicy i przyznają się do swych błędów. Z taką myślą Drzewiecki zasypia 2 października i z taką się budzi.

Sobota, 3 października 2009. Samochód bez kierowcy? Jak żyć?

O dziewiątej rano w naszym studiu we Wrocławiu pojawia się Grzegorz Schetyna. Przed budynkiem dziesiątki mikrofonów i kamer, bo to pierwszy wywiad od momentu opublikowania stenogramów.

Mówi, że nie spotykał się z Sobiesiakiem, że występuje w stenogramach jako pozytywna postać, która niczego nie załatwiała, a o działalności Chlebowskiego i jego kontaktach nie miał pojęcia. Potem padają najbardziej zapamiętane słowa z tej rozmowy: "Drzewiecki zostanie, jeśli zdoła się wytłumaczyć przed opinią publiczną".

W tym czasie sam Drzewiecki podąża do Kancelarii Premiera, niosąc w ręku plan konferencji. Gdy go przedstawia, doradcy premiera wybijają mu z głowy ten pomysł, mówiąc, że nie może zwalać winy na urzędników. Ci ostatecznie nie pojawiają się na konferencji. Minister zostaje sam, próbuje się wytłumaczyć, ale nie jest przekonujący. Jego występ oglądany jest oczywiście w Kancelarii Premiera. Recenzje nie są dobre. Los Drzewieckiego zostaje przypieczętowany, choć premier jeszcze o tym nie wspomina.

Donald Tusk po południu leci do Berlina, aby wygłosić laudację na cześć Barroso. W samolocie, do nas dziennikarzy przychodzi Sławomir Nowak, pytając o refleksje na temat konferencji zwołanej w Ministerstwie Sportu. Na żadne pytania o przyszłość nie chce odpowiadać. W stolicy Niemiec premier wychodzi na scenę uśmiechnięty. Absolutnie nie widać, że ma kłopoty. Mówi po angielsku przez kilka minut. Ministrowie i urzędnicy krążą po kuluarach. Na pierwszy rzut oka: wyluzowani. Dochodzi tam zresztą do zabawnej z dzisiejszej perspektywy sytuacji. Jeden ze współpracowników, z którym od miesięcy mam na pieńku, podaje mi kieliszek wina. Odpowiadam, że nie mogę, bo na lotnisku w Warszawie czeka samochód. "Samochód? Bez kierowcy? Jak żyć?" - słyszę w odpowiedzi. Za kilka dni okaże się, że o ironio dla niego również nie będzie już kierowcy. Wieczorem wracamy do Polski. Tusk zostaje w Trójmieście. Niedzielę ma na przemyślenia w rodzinnym Sopocie.

Poniedziałek, 5 października 2009. Plan ucieczki do przodu.

Radiowy dzień zaczyna się od rozmowy z Januszem Palikotem. Poseł proponuje głęboką rekonstrukcję rządu. Wyrzucić Hall, Kudrycką i Czumę.

A w gabinecie premiera główny dylemat brzmi: Komu ufać? Komu nie? Pytanie towarzyszy naradzie Donalda Tuska z najbliższymi współpracownikami i jednocześnie przyjaciółmi.

Proponowana przez nich droga ucieczki do przodu, forsowana zwłaszcza przez Jana Krzysztofa Bieleckiego brzmi bardzo drastycznie: Oprócz Drzewieckiego i Chlebowskiego trzeba odsunąć również Schetynę. Jego nazwisko pojawia się w stenogramach i choć on sam zapewnia, że nie ma z tym nic wspólnego, to jednak zaufanie zostaje podkopane jeszcze bardziej. Jeszcze bardziej, bo premier od dawna podejrzewa, iż ambitny wicepremier gorąco namawiający go do startu w wyborach prezydenckich, tak naprawdę chce go zamknąć w złotej klatce. Michał Majewski i Paweł Reszka przytaczają refleksje byłego ministra w kancelarii, który opisuje to tak: Donald zaczął się obawiać, że to jakiś spisek, że chcą mu zabrać realną władzę i partię. "Dostanę BMW, pilot do telewizora i będą siedział pod tym żyrandolem. Grzesiek będzie premierem i zmieni mi BMW na mniejsze, a potem obetnie abonament na programy sportowe. Tak to ma wyglądać".

Po naradzie z przyjaciółmi Tusk jest coraz bliższy podjęcia drastycznej decyzji. Przy okazji zapada również decyzja o pozbyciu się z rządu uciążliwego Andrzeja Czumy. O tym, że premier ma chęć odesłania z powrotem do Sejmu ministra sprawiedliwości - przyczynę wielu kłopotów - wiadomo było od dawna. W końcu pojawił się pretekst.

Wtorek, 6 października 2009. "Zbyszek Chlebowski naszym przyjacielem jest"

Paweł Graś oznajmia, że być może powstanie komisja śledcza i nie wyklucza dymisji... Mariusza Kamińskiego - szefa CBA.

W Kancelarii znów narady. Premier sonduje. Wzywa do siebie nawet Jarosława Gowina i Janusza Palikota. Ten ostatni w swojej książce opowiada: "W czasie rozmowy padały krótkie konkretne pytania o nazwiska. Usunąłbyś Grześka? - spytał na przykład. Ale nad Schetyną zastanawiał się najdłużej. Mocno naciskali na jego wyrzucenie Bielecki z Grabarczykiem. Donald zastanawiał się, czy to nie będzie cios, za który przyjdzie mu potem zapłacić, kiedy Grzegorz postanowi się zemścić". Schetyny broni za to Rafał Grupiński. "Były premier (Jan Krzysztof Bielecki) podniesionym głosem przekonywał, że trzeba wypchnąć Grzegorza z rządu, bo sytuacja robi się niebezpieczna dla całej drużyny. Grupiński kładł się Rejtanem. Mówił, że Schetynę zna od matury, działał z nim w podziemiu i daje sobie rękę obciąć za jego osobistą uczciwość" - to fragment z książki "Daleko od miłości".

Ostatecznie przeważają głosy zwolenników mocnych cięć. Wicepremier godzi się na odejście, ale podaje cenę. Wraz z nim do parlamentu mają się przenieść Sławomir Nowak i Paweł Graś.

Wieczorem wicepremier jedzie do TVN24. Ma nic nie mówić o swojej dymisji. Umowa z premierem zakłada, że o zmianach poinformuje szef rządu. Następnego dnia. W tym czasie, kiedy Schetyna jest w samochodzie, na żółtym pasku pojawia się wiadomość o dymisji.

Rozmowę z wicepremierem oglądam na wojskowym Okęciu. Jest szum, więc niewiele słychać. Mina Schetyny - niewyraźna. Za chwilę mamy lecieć do Bukaresztu z Lechem Kaczyńskim. Prezydent pojawia się w VIP-owskim saloniku. Jest wyraźnie zadowolony. Z uśmiechem zaczepia dziennikarzy, ale nie chce komentować ani samej afery, ani politycznego trzęsienia ziemi. W samolocie, za zamkniętymi drzwiami króluje jednak hasło: "Zbyszek Chlebowski - naszym przyjacielem jest".

Po wylądowaniu próbuję się dodzwonić do wszystkich możliwych ministrów i współpracowników premiera. Telefony milczą. Po 22. nagle wszyscy zaczynają oddzwaniać. Okazuje się, że nie dobierali komórek, bo... grali mecz w stałej ekipie: Był i Tusk, i Schetyna.

Po meczu wicepremier jedzie do Kancelarii Premiera. Jest wściekły za przeciek do mediów. Podejrzewa, że inspiratorem jest sam szef rządu, a źródłem Sławomir Nowak.

Środa, 7 października 2009. Polityczne trzęsienie ziemi

Poranek w Bukareszcie to głównie pytania współpracowników Lecha Kaczyńskiego o to, czy wiemy coś więcej o wydarzeniach w kraju.

A w kraju Andrzej Czuma nie przyjmuje do wiadomości słowa dymisja. W bardzo emocjonalnej rozmowie z Konradem Piaseckim przekonuje, że nie ma do niej podstaw.

Prezydent jest na spotkaniach, gdy premier w Warszawie ogłasza rekonstrukcję rządu. Padają kolejne nazwiska: Sławomir Nowak, Paweł Graś, Rafał Grupiński, Andrzej Czuma, Adam Szejnfeld, w końcu Grzegorz Schetyna. Szef rządu podkreśla, że nie ma żadnych zastrzeżeń do wicepremiera, a odsyła go do Sejmu na wojnę. Przy okazji wyrzuca również szefa CBA Mariusza Kamińskiego.

"Grzegorz czuł się jak na kosmodromie. Tak jakby ktoś wyrzucił go w kosmos" - opowiadał mi potem jeden z najbliższych współpracowników Schetyny, który w tych dniach trzymał fason. Przekonywał, że projekt tego wymaga i odsuwał od siebie argumenty, że Tusk pozbywa się go z rządu również z innych powodów. Jedno od tej pory widać wyraźnie. Były wicepremier dzieli polityczną historię na dwa okresy: Przed i po 7 października.

Wieczorem wracamy do kraju. Prezydent nadal nie chce komentować rządowej "demolki". Tylko dymisja Mariusza Kamińskiego skłania głowę państwa do kilku słów komentarza. W drodze powrotnej w saloniku prezydent i ministrowie wznoszą jednak toast za Zbyszka Chlebowskiego. Wszak "Zbyszek Chlebowski - przyjacielem jest".

Lądujemy późno. Następny dzień zaczyna się w redakcji. Gościem Konrada Piaseckiego jest Grzegorz Schetyna.