Nadal nie znaleziono wraku samolotu linii lotniczych Malaysian Airlines, który zaginął nad Morzem Południowochińskim. Władze malezyjskie wciąż biorą pod uwagę hipotezę, że maszyna z 239 osobami na pokładzie została uprowadzona.

Malezyjscy śledczy nie potwierdzili, by elementy znalezione w morzu przez wietnamskich lotników, to fragmenty Boeinga 777.  Obiekt zlokalizowano w odległości ok. 100 kilometrów od wietnamskiej wyspy Tho Chu. Namierzyła go jednostka patrolująca teren z powietrza.

Niestety nie znaleźliśmy nic, co wyglądałoby na obiekty pochodzące z samolotu, ani tym bardziej nie znaleźliśmy samej maszyny - powiedział szef malezyjskiego lotnictwa cywilnego Azharuddin Abdul Rahman.

Przyznał, że zaginięcie samolotu nadal stanowi zagadkę i badane są wszystkie warianty zdarzenia. Jedną z hipotez jest porwanie maszyny.

Władze Malezji badają także hipotezę o zamachu terrorystycznym. Pilot powinien poinformować linie lotnicze i kontrolerów lotów o zmianie trasy, co nie miało miejsca; samolot nie nadał też sygnałów SOS.

Wojskowy radar wykazał, że zaginiony Boeing 777, krótko po starcie ze stolicy Malezji Kuala Lumpur, mógł zawrócić na swojej trasie do Pekinu.

Ponadto służby bezpieczeństwa państwa sprawdzają dane dotyczące czterech pasażerów, którzy wsiedli na pokład samolotu m.in. posługując się dwoma skradzionymi europejskimi paszportami.

Lista pasażerów wydana przez przewoźnika zawiera nazwiska dwóch Europejczyków: Austriaka Christiana Kozela i Włocha Luigiego Maraldiego, którzy - według służb dyplomatycznych ich krajów - nie przebywali w samolocie, natomiast w 2013 roku w Tajlandii skradziono im paszporty.

Jak podały źródła zbliżone do dochodzenia, bilety kupiono u chińskiego przewoźnika China Southern Airlines.

(j.)