​Skutki wprowadzenia embarga na import owoców, warzyw, mięsa, drobiu, ryb, mleka i nabiału z USA, Unii Europejskiej, Australii, Kanady i Norwegii widać na sklepowych półkach w Rosji. Zapasy sprowadzanych produktów w składach z żywnością się wyczerpują.

W sklepach nie widać oznak nerwowości. Oburzenie z powodu tego, że niektóre towary nie są dostępne, wyrażają jak dotąd tylko ludzie znani z krytycznego stosunku do polityki Kremla.

W marketach spożywczych i sklepach należących do dużych sieci handlowych, części towarów zaczyna jednak brakować. Pustkami świecą półki z serami miękkimi, twardymi i topionymi. Mniej jest włoskich makaronów. Uboższa jest oferta ryb łososiowatych. Już tylko sporadycznie można trafić na warzywa i owoce z krajów UE.

W niektórych sklepach wciąż dostępne są popularne w Rosji mrożonki warzyw i owoców z Polski. Nadal da się też kupić polskie jabłka. Gdzieniegdzie można jeszcze trafić na brzoskwinie z Grecji bądź cytrusy z Hiszpanii.

Jednak dominować zaczynają owoce z Azji Środkowej, Ameryki Południowej, Afryki, Turcji i Chin. Największa sieć marketów w Moskwie oferuje jabłka z Chin, gruszki z Brazylii, winogrona z Turcji, cytrusy z RPA i brzoskwinie z Uzbekistanu. Coraz więcej jest warzyw z Rosji.

Eksperci uważają, że wprowadzone przez Rosję 7 sierpnia embargo, stanowiące odpowiedź na sankcje zastosowane wobec niej przez Zachód w związku z rolą Moskwy w konflikcie na Ukrainie, nie wywoła deficytu artykułów spożywczych na rynku wewnętrznym, jednak spowoduje wzrost inflacji. Banki inwestycyjne podwyższyły już swoje prognozy inflacji na 2014 rok o 1-1,5 proc. - do 7,5-8 proc.

Kreml od początku przekonuje obywateli, że nie odczują embarga; zapewnia, że rząd szybko znajdzie alternatywnych dostawców. O nieuchronnym wzroście cen stara się nie wspominać.

(abs)