Najbliższe dwa dni mogą być najtrudniejsze w historii niepodległej Ukrainy - oświadczył były minister obrony i były sekretarz Rady Bezpieczeństwa Jewhen Marczuk. W jego opinii Rosja może rozpocząć kolejną fazę agresji wobec jego kraju.

Dla ekspertów, którzy nie wchodzą dziś do struktur rządowych, lecz dobrze orientują się w dziedzinie obrony i bezpieczeństwa, jasne jest, że w najbliższych dwóch dniach Ukraina będzie przeżywała najbardziej krytyczne chwile w swojej historii - powiedział na konferencji prasowej.  

Marczuk, którego wypowiedzi cytuje agencja UNIAN, wyjaśnił, że specjaliści są w stanie rozpoznać przygotowania do dużych operacji wojskowych. Zwrócił uwagę na koncentrację cywilnych "turystów" w Doniecku na wschodzie kraju, którzy przejawiają dużą "aktywność organizacyjną".  

Wszystko wskazuje na to, że na początku nie musi dojść do ataku regularnych wojsk rosyjskich na terytorium Ukrainy, lecz zostanie to zainicjowane tak, jak na Krymie. Mogą tego dokonać zorganizowani ludzie, którzy nie będą nosili mundurów, ale duża część z nich będzie miała broń automatyczną - podkreślił były minister obrony.  

W czwartek korespondentka CNN w Pentagonie Barbara Starr napisała w swym blogu, powołując się na raport służb wywiadowczych USA, że atak Rosji na wschodnią Ukrainę wydaje się obecnie bardziej prawdopodobny niż jeszcze kilka dni temu.
 
Starr cytuje dwóch pragnących zachować anonimowość przedstawicieli wywiadu. Twierdzą oni, że nie ma pewnych informacji, jednak w ciągu ostatnich trzech, czterech dni pojawiły się "niepokojące sygnały" mogące świadczyć o przygotowaniach Rosji do dalszej agresji na Ukrainę.
 
Koncentracja wojsk rosyjskich przypomina sytuację przed wcześniejszymi inwazjami na Czeczenię i Gruzję zarówno pod względem liczby jednostek, jak i ich możliwości.
 
Zdaniem służb wywiadowczych USA Rosja może zdecydować się wkroczyć na wschodnią Ukrainę w celu utworzenia połączenia lądowego z zajętym już wcześniej Półwyspem Krymskim. Uważa się, że w takim wypadku rosyjskie wojska skierują się na trzy duże miasta ukraińskie: Charków, Ługańsk i Donieck. Obecnie wojska rosyjskie skoncentrowane są w Rostowie nad Donem, Kursku i Biełgorodzie oraz wokół tych miast na południowym zachodzie Rosji.
 
Amerykański wywiad ocenia, że liczebność sił zgromadzonych przez Rosję przy granicy z Ukrainą - ponad 30 tys. żołnierzy - znacznie przekracza liczebność wojsk potrzebnych do przeprowadzenia ćwiczeń, którymi Kreml tłumaczył ruchy swoich oddziałów. Nie ma też żadnych oznak świadczących o tym, że siły te zostaną wkrótce wycofane w głąb kraju.

Z kolei sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrij Parubij oświadczył, że Rosja zgromadziła ok. 100 tys. żołnierzy wzdłuż swojej granicy z Ukrainą.  

Prawie 100 tys. żołnierzy stacjonuje na granicy ukraińskiej. Od kilku tygodni są gotowi do uderzenia - powiedział Parubij.

(mpw)