Na planie najnowszej serii serialu „Czas honoru” pojawiły się drony – zdradza nam odtwórca jednej z głównych ról Maciej Zakościelny. Między innymi dzięki temu najbliższych dwanaście odcinków będzie pokazanych w doskonały sposób – zapewnia Zakościelny. „Reżyser płacze po kątach - a ja mu w tym wtóruję - że nie nagrywamy tu pełnometrażowego filmu a jedynie serial. Ten sezon będzie niesamowicie widowiskowy i myślę, że mnóstwo osób przyszłoby na niego do kina” – uważa aktor.

Kacper Merk: Będąc na planie nowego sezonu "Czasu honoru" zaskoczyło mnie, że jedną 30-sekundową scenę powtarzacie kilkanaście razy, co zajmuje nawet i godzinę. Tak zawsze powstają filmy?

Maciej Zakościelny: W zdecydowanej większości tak, bo czasem to aktor nawali, ale czasem na przykład operator potrzebuje zobaczyć daną scenę w kilku ujęciach, dlatego krótką scenę gramy naście razy. W "Czasie honoru' rzadziej zdarza się, że to my aktorzy prosimy o dubla, lecz operator jest bardzo wymagający - każdą scenę chce pokazać z różnych kątów, co powoduje, że w serialu jest znacznie więcej ciekawych ujęć. Do tego mamy na planie "poukrywane" kamery Go-Pro. Mówię poukrywane, bo ostatnio nawet nie wiedziałem, że w jednej ze scen przebiegam koło takiej. Dopiero po którymś dublu operator zwrócił mi na nią uwagę, co było zresztą niespecjalnie korzystne - bo gdy nie widzisz kamery, nie skupiasz się na jej ominięciu, przychodzi ci to naturalnie. A gdy wiedziałem, gdzie ona leży, podświadomie myślałem, żeby jej nie potrącić. W tym sezonie "Czasu honoru" operatorzy korzystają też z drona, czyli takiego małego helikopterka z zamontowaną kamerą, który nagrywa ujęcia w takich miejscach, w których człowiek nie miałby prawa być. To wszystko powoduje, że najbliższych dwanaście odcinków będzie pokazanych w znakomity sposób.

Czy dla aktora ma jakieś znaczenie fakt, że na planie serialu cofamy się teraz w czasie? Ostatni sezon "Czasu honoru" zakończył wojnę, a teraz wracacie do Powstania Warszawskiego.

Oczywiście zastanawialiśmy się nad tym przed rozpoczęciem zdjęć, ale producent z reżyserem powiedzieli, żebyśmy traktowali ten sezon jako zupełnie oddzielny; to znaczy, że nie będziemy udawać młodszych. Gdybyśmy starali się tak robić, pewnie byłoby to widać, dlatego koncepcja reżysera jest moim zdaniem bardzo dobra. Oczywiście, wielu telewidzów pewnie umiejscowi sobie ten sezon między tymi już wyprodukowanymi, ale my nie możemy się na tym skupiać.

Możemy uchylić rąbka tajemnicy nad czym obecnie pracujecie na planie?

Mogę powiedzieć, że reżyser płacze po kątach - a ja mu w tym wtóruję - że nie nagrywamy tu pełnometrażowego filmu a jedynie serial. Ten sezon będzie niesamowicie widowiskowy i myślę, że mnóstwo osób przyszłoby na niego do kina, co byłoby idealnym końcem tej "-logii" pod tytułem "Czas honoru".

Zastanawiał się pan kiedyś, skąd w Polsce fenomen tego serialu?

Wszystko za sprawą ciekawych losów bohaterów na tle historycznym. Oczywiście jest to serial oparty na historii i nie wszystko w nim jest prawdziwe, bo inaczej nie dałoby się zbudować ciekawej fabuły. Ale też nie przesadzamy z proporcjami - powiedzmy, że w całym sezonie jest 90 proc. faktów i 10 proc. wydarzeń dopisanych przez scenarzystę. I to właśnie podoba się telewidzom - kiedyś u fryzjera słyszałem, jak młoda dziewczyna ekscytowała się losami bohaterów "Czasu honoru" i pomyślałem wówczas, że przekrój widowni jest ogromny. Zresztą, ten serial jest popularny nie tylko w Polsce; świadczy o tym fakt, że został nagrodzony na festiwalach w Nowym Jorku czy Houston, a później sprzedany do kilkunastu krajów na całym świecie.